me and my family parenting cytatowo handmade kuchenne testy podróże

29 stycznia 2014

Kolorowe rozdanie

Nie będę wdawać się w szczegóły, ale powiem, że świętuję swoje małe sukcesy. Ponad to 27 stycznia Lula skończyła 4 lata, a 12 lutego Tasior skończy 3. Są powody do świętowania, więc świętujcie ze mną! :)

Zimno, śnieży, wieje. Kolory otoczenia niezbyt rozgrzewające... A gdyby tak dodać trochę koloru i finezji? Hmm? A więc co robię?

Kolorowe rozdanie na zimę!


REGULAMIN!
1. Rozdanie trwa od chwili ukazania się tego wpisu do północy 28 lutego 2014 r.
2. Osobom niepełnoletnim potrzebna będzie zgoda rodziców.
3. Fundatorem rozdania jestem ja, Akashiya Viv.
4. Wyłoniony zostanie jeden zwycięzca, jeżeli nie skontaktuje się ze mną w przeciągu tygodnia od ogłoszenia wyników, będę losować następną osobę.
5. Koszty przesyłki pokrywam ja, wysyłka tylko na terytorium Polski.
6. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
7. Wyniki opublikuję 2 marca 2014 r.
8. Wszelkie uwagi i wątpliwości proszę kierować na mail: odgryz.sobie.stope@wp.pl

Ale, że nie ma nic za darmo, trzeba (koniecznie):
1. Być publicznym obserwatorem mojego bloga: http://odgryz-sobie-stope.blogspot.com/
2. Lubić mojego facebooka: https://www.facebook.com/az.nieprzyzwoicie
3. Dodać podlinkowany baner na swoim blogu/lub udostępnić post na fb.

Zgłoszenia zostawiamy pod tym wpisem, w takiej oto postaci:
1. Obserwuję jako...
2. Lubię jako... (imię i 2 pierwsze litery nazwiska)
3. Udostępniłam/em na... (adres strony)

Hmm... Regulamin jest, wymagania są, formularz zgłoszenia też... A co można otrzymać? A to:


Wszystko jest nowe i nieużywane, w skład wchodzi:
* 3 lakiery BIG FLASH w żywych kolorach
* 2 lakiery kulka w brązie jeden błyszczący
* mój ulubiony eyeliner od Wibo
* cień fioletowy od LEMAX, sama używam takiego
* i podwójny cień, tu będę ciekawa Waszej opinii

Myślę, że wyraźnie widać na grafice co jest do zgarnięcia, no to miłej zabawy. :)

Baner:

28 stycznia 2014

Bo w oczach tkwi siła duszy... część druga :)

Troszkę, żem do siebie doszła. Co prawda nos dalej przypomina buraka, ale oczy wyglądają w miarę okej. Jak obiecałam Anicie vel. Marisce, że będą foty z bazą pod cienie, to będą. Tak szybko, bo mam dobrą pamięć do zapominania. ;)
Żeby reszcie nie było nudno, to tutorial.

 How to put make-up on eyes as Viv 
(taki lans na siebie ;P)


1. To sem ja, bez nic. Nawet aparat się zbuntował i nie chciał foty wyraźnej zrobić...


2. Nakładam podkład na twarzyczkę,
bazę pod cienie na powieki, o której wspominałam wczoraj: Avon, Eye Shadow Primer (tu!),
oraz korektor rozświetlający pod oczy Avon, Invisible Light Concealer.

3. Biorę swój pędzel i maziam w pudrowo-różowym cieniu od Lemax. Pędzluję przy załamaniu oczodołu.


4. Ze środka dolnej powieki prowadzę kontur oka i go wyciągam aż do załamania za pomocą czarnej kredki Lumene Natural Code. Wygląda na  puppy eye przy moim kształcie oka. Puppy eye make-up, jest często stosowany przez Azjatki.

5. Tu w użyciu czarny brokatowy cień również od Lemax, rozcierany najbardziej w załamaniu powieki. Są różne szkoły. Jedni zaczynają od wewnętrznej części oka, inni od zewnętrznej. Mi najbardziej odpowiada ta druga.

6. Beżowy cień od Lemax od wewnętrznej części rozcierany do zewnątrz. Do tego eyeliner Deep Black od Wibo na górną powiekę oczywiście wyciągnięta poza kontur oka. I mascara, z której nie jestem zadowolona...


7. Efekt końcowy na otwartych patrzałkach. Taka wersja mnie na szybko, na co dzień.


Niektóre z użytych kosmetyków i pędzel, którym cieniuję załamanie na oczodole.


A po całym dniu... Daje radę ta baza. :)


27 stycznia 2014

RECENZJA: Bo w oczach tkwi siła duszy...

Lula chora. W zasadzie nie wiadomo o co chodzi, bo od rana do wieczora bryka, fisiuje i ma się dobrze, temperatura na poziomie 36,6 i się trzyma, a mija 18 i jak za dotknięciem brzydkiej zaklętej różdżki temperatura przekracza 39 stopni Celsjusza i dziecko zwala z nóg. Bez kaszlów, bez katarów... Drama, biedne dziecię. I jak to śpiewają moje przedszkolaczki:
Mama boi się o dzieci, chce by zawsze były zdrowe...
Taka już rola tych mam. (Zaczęłam pisać wczoraj wieczorem, dziś już i ja odchorowuję swoje...)

Przyszłam do Was, bo mam dla Was recenzję. Od czasu do czasu jestem konsultantką Avonu, na własne potrzeby. Bo nie w smak mi zarabiać na znajomych. Co zrobić. :) Z tymi produktami Avonowskimi jest różnie. Jedne są super, inne do bani.

 Avon, Eye Shadow Primer 
 Baza pod cienie do powiek 

Źródło: tu.
Opis:
Baza pod cienie do powiek:
- przedłuża trwałość cieni i zapobiega zbieraniu się ich w załamaniach powieki,
- nadaje powiekom gładki, matowy wygląd,
- odpowiednia dla każdego odcienia skóry.
Dostępny tylko w jednym, jasnym kolorze.
Skład dla zainteresowanych: 
Isododecane, Talc, Nylon-12, Cera Alba, Hydrogenated Coco-Glycerides, Disteardimonium Hectorite, Paraffin, C12-13 Alkyl Lactate, Silica, Aqua, Propylene Carbonate, Dimethicone, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Methylparaben, Polyethylene, Camellia Oleifera Leaf Extract, Ethylparaben, Trimethylsiloxysilicate, Triethoxycaprylylsilane, Saccharomyces Lysate Extract, C9-15 Fluoroalkohol Phospohate, Biosaccharide Gum-1, Sodium Hyaluronate, Peg-12 Dimethicone, CI 77891, CI 77491, CI 77492, CI 77499.

Cena: 12-20 zł, wiadomo zależy od katalogu.
Zapach: neutralny
Konsystencja: Lekka, delikatna. 
Opinia: Zdecydowałam się, bo im dłużej siedzę w internetach tym bardziej wydaje mi się, że jestem jednak kosmetyczną arogantką. Baza pod cienie? A po co to i na co? Przecież to jakiś zbytek, no ale tak polecają, to może trzeba spróbować... Powiem wam, że przyzwyczajona do tego, że mi się trochę cień roluje w załamaniach i tusz rozmywa na dolnej powiece stwierdzam, że wow. Jest mega zmiana. Problemu tuszu to nie rozwiązało, ale w załamaniach powiek nie ma nic.  To znaczy, jest to co być powinno. :) Żywotność cieni znacznie przedłużona.
Opakowanie pozostawia wiele do życzenia, bo to szklany słoiczek. Może spaść, stłuc się. Nakładanie pędzelkiem jest łatwe, dobrze się rozprowadza. Tak samo przy używaniu opuszków palców, choć tu mogą mieć problem osoby z dłuższymi paznokciami. Opakowanie wystarczy na długo mimo tego, że to zaledwie 3 g. 
Czy nabyłabym znowu?
Na pewno. Jak ja bez tego żyłam wcześniej? :)

Używacie baz pod cienie do powiek?



22 stycznia 2014

Projekt kalendarz-organizer.

Kolejny krótki pościk, obiecuję, w następnym dam z siebie więcej.

Poszukiwałam, poszukiwałam i poszukiwałam. Przekopałam hałdy ksiąg, stosy regałów, zagubiłam się z dwa razy w działach księgarnianych, allegro przeszperałam. I nic. Nie ma na tym świecie nic, co byłoby właśnie tym czymś. A jeżeli to coś nie istnieje to... Trzeba to stworzyć, ot co, potrzeba mateczką wynalazku. Jestem w trakcie robienia kalendarza/organizera. Takiego pod siebie, w formacie A5, z miejscem na notatki, z miejscem na listę zadań i z 3-linijkowym miejscem pod każdym dniem. Z miejscem gdzie wpiszę sobie wszystkie maile i nr telefonu, bo technice już nie ufam. Z miejscem gdzie sama się zaskoczę jakimś cytatem raz na tydzień, z imieninami, świętami, jakimiś duperelkowato-ciekawymi informacjami. Z miejscem gdzie powpisuję sobie wszystkie ważne dane na temat członków rodziny, a może i nawet sudoku sobie wrzucę. A co, wolno mi.
Jak skończę, a będzie jakieś zainteresowanie to wrzucę gdzieś na stronę, a co, niechaj wszystkim służy. ;)
Może macie nawet jakieś propozycje, co by się mogło znaleźć w takim kalendarzo-organizerze? Powiem, że między innym zamieszczę w nim listę szkodliwych E, jakie możemy znaleźć w żywności.

A tak wygląda jedna ze stron:


Będzie w odcieniach szarości, ze względów ekonomicznych. ^_^

21 stycznia 2014

Tato, Stasiu mnie przypilnuje

Sławek dzisiaj karci Julkę za wchodzenie na stół:
-Julka nie wchodź na stół, bo spadniesz. Julka zejdź, bo sobie krzywdę zrobisz. Julka, na dół, bo ja nie mogę Cię teraz przypilnować... (i tak dalej...)
-Tato, Stasiu mnie przypilnuje.

Jakie ona ma zaufanie do młodszego brata, niesamowite. A ja już widzę jak ona spada, a on ją łapie... Uhmm...

Miło spędzony czas razem i miłość to najlepsze przyprawy do każdej potrawy

W pracy przenosiny, nogi teraz wypoczywają, choć wiedzą, że jutro część dalsza.

Nawyki żywieniowe już troszkę zmienione. Ograniczyłam kawę, piję więcej herbatek owocowych do których skąpię sobie cukru i sypię go mniej. Taki wielki mały krok, z dwóch łyżeczek zrobiła się jedna. Poza tym teraz stawiam na domowe jedzenie. Żadnych bułeczek zapiekanych w serze (ale one były takie dobre...), żadnych pączusiów. Nawet coraz większą wagę przywiązuję do składu tego co kupuję, zawsze to jakaś rozrywka przy wcinaniu śniadanka. :P Wydaje się, że i S. na tym korzysta, w końcu i on dostał dziś domowe jedzonko na wynos do pracy. Wczoraj wspólnie z dziećmi przygotowaliśmy sałatkę warzywną, miło spędzony czas razem i miłość to najlepsze przyprawy do każdej potrawy.

Wkrótce postaram się przygotować spis potraw, które można zrobić w domu i nosić do pracy.
Tymczasem jestem zbyt zmęczona, wybaczcie i trzymajcie się cieplutko.

15 stycznia 2014

A zombie zombie zombie!

Źródło: tu
Po dwóch miesiącach pracy w biurze, człowiek już potrzebuje jakichś zmian. Wróć. Kobieta już potrzebuje jakichś zmian.
Wyobraźcie sobie, że będę marudzić na ruch. Otóż ruszam się mniej niż wcześniej, za czasów mojego bezrobocia, a jem więcej. Z czego to wynika? Nie wiem. Póki co zajmuję się jeszcze sprawami, które
niezbyt wymagają ode mnie ruszania nawet szarymi komórkami. Wpadam w tryb automat i cały dzień powtarzam te same czynności. Czyli tak jakby działam w trybie bezmózgie zombie, nawet gorzej, bo nie przemieszczam się pociągając za sobą jedną niedomagającą nogą... Nie, przepraszam, dla rozrywki wbiegam po schodach. A co!
I w kółko wpieprzam bułeczki zapiekane z serem. Jeszcze troszkę i będę wyglądać jak gruszka na kaczych nóżkach. Potrzeba zmian, zmian, zmian.
Idę pobiegać. Cya.



08 stycznia 2014

Wpis futerkowy

Jedyne prawo jakie działa prężnie na tym świecie, to prawo Murphy'ego. 
Jeżeli wchodzisz do wanny i zaczynasz myć włosy, to się spodziewaj, że nie spłuczesz ich ciepłą wodą. Brrr...

Jednak post miał być chomikowy i taki będzie.

Kilka dni temu moja Lula, stwierdziła, że powinniśmy pozbyć się rybki, bo ona już jej nie chce. Nie powiem, taka wypowiedź mnie zszokowała, i całkiem prawdopodobne, że zareagowałam zbyt gwałtownie, zbyt ostro jednak chyba dotarłam. Powiedziałam, że a co jak mam stwierdzi, że ona już nie chce mieć córeczki, też ma ją oddać? Brutalne prawda? Mam wyrzuty sumienia teraz, ale wtedy widząc jej smutną minkę postanowiłam wyjaśnić dalej z mniejszym nafaszerowaniem emocjonalnym w głosie. Że tak nie można, że o małe stworzonka trzeba dbać, jak już się je ma, i tak dalej, i tak dalej. W końcu zapytałam skąd ten pomysł... Okazało się, że to dziecię jest sprytniejsze niż myślałam, i że to pozbycie się rybki, nie było kwestią znudzenia się zwierzęciem, a racjonalnym podejściem, no jak na 3-latkę. Otóż kotki jedzą rybki! Aby uchronić rybkę trzeba ją oddać komuś, a samemu przygarnąć kotka. No bo przecież, my też przygarnęliśmy rybki, bo te gryzły inne rybki u cioci w akwarium...

Pojawiła się więc chęć posiadania futerkowca. O tyle o ile na psa, i kota się nie zgodzę (nie tylko ja), bo wychodzę z założenia, że a) trzeba mieć mnóstwo czasu do takiej zwierzyny, b) blok, to nie miejsce dla tego typu zwierząt, w szczególności dla psa, bo to powinno się wybiegać i potrzebuje przestrzeni, i c) to wielka odpowiedzialność. Jasne, ludzie trzymają takie zwierzęta w domach, ale ja się nie zdecyduję, chyba, że będę mieć dom z wielkim ogrodem. ;) Mikro zwierzątko to co innego. Zdaję sobie sprawę, że decydując się na coś, to będzie mimo wszystko w większości mój obowiązek, bo już ja widzę jak Lula z Tasiorem sprzątają trociny. O karmienie się nie martwię. Jest to dobry sposób na nauczenie maluchów odpowiedzialności, choć nie ukrywam, że nieco się martwię o delikatność Stasia, której mówiąc krótko on nie ma, i gryzoniowi mogłaby się stać krzywda.
W pierworodnej koncepcji na myśl mi własnie przyszedł chomiczek lub myszka. Ale przecież są jeszcze większe stworzonka, jak królik, świnka morska... Tu bym nie musiała się martwić o delikatność Stasia.

S. póki co kręci nosem, po swoim doświadczeniu ze szczurem, jednak wierzę, że da się go przekonać. Jest wiele za, wiele przeciw. Jakie są wasze doświadczenia z gryzoniami? Uważacie, że powinniśmy się wstrzymać z taką decyzją, bo to za wcześnie, czy warto spróbować?

Moje zdanie i zdanie S. jest zupełnie różne. Mój dom był zawsze pełen zwierząt. Miałam króliki, psy, chomiki, myszki, ryby, a nawet papugę kozią. S. miał tylko szczura i nie miał do niego podejścia. Nie chciałby, by to samo stało się w połączeniu naszych dzieci i gryzonia.

07 stycznia 2014

Przedszkolakowy zawrót maminej głowy.

Dwie sprawy.

Pierwsza.
W przedszkolu będzie bal karnawałowy, a co za tym idzie trzeba dzieciom przygotować stroje. I o tyle, o ile z Julką sprawa jest prostsza, bo ona jakiś pomysł na siebie ma i dziewczynkom zawsze łatwiej coś przygotować (która nie chciałaby być księżniczką?), to ze Stasiem mam już problem. Nie zostanie on Zorro, bo przesłania stroju nie zrozumie. Przejrzałam allegro w poszukiwaniu natchnienia, ale tam górują albo spidermany, albo jakieś cosie, których istnienia nie rozumiem. Za teletubisia, go nie przebiorę. Może za strażaka? Ale skąd ja wezmę strój strażaka... Niby można wypożyczyć, jednak obawiam się, że syneczek mój, jest tak niestandardowych wymiarów, że nie da rady. Nawet zwykłe spodnie jak mu kupuję to muszę skracać nogawki. Aj jajaj muszę dobrze wykombinować.

Druga.
Ja wiem, że bycie babcią i dziadkiem to nie tylko przyjemności, jak zostawanie w weekend z wnukami, gdy rodzice siedzą na uczelni, albo zostawanie z wnukami wieczorami jak rodzice idą zabalować, ale również obowiązki... Jak aktywne uczestnictwo na dniu dziadka i babci w przedszkolu. ;)
No cóż, dostaliśmy dziś sporo spiętych karteczek z wierszykami i pioseneczkami, które mają dzieciaki przedstawić przed rodzicami swoich rodziców.

My-wasi wnuczkowie-również pamiętamy
i swoim najbliższym życzenia składamy.

Dzisiaj jest Dzień Babci i Święto Dziadziusia,
o tym dniu pamięta każda mała wnusia.

Oto usta, a to głowa
I babunia już wesoła. 
Jeszcze ręce i korale,
Będzie babci doskonale.

Moja babunia najlepsza na świecie
Wszystkim wam powiem, bo wy nie wiecie.
Ja babcię kocham, ściskam za szyję,
Niech będzie zdrowa i sto lat żyje.

Oto usta, a to głowa
I dziadziusia już połowa.
Jeszcze ręce, nogi, zmarszczki,
No i włosy. Trzy wystarczy.

Tu paluszek, tu paluszek,
tu pośrodku jest mój brzuszek.
Tu jest rączka, tutaj druga, a to oczko do mnie mruga.
Tu jest buźka i ząbeczki,
tu wpadają cukiereczki.
Tu jest nóżka i tu nóżka,
zatańcz ze mną jak kaczuszka.

Babcia już od rana 
pięknie podśpiewuje,
po domu się krząta,
obiadek gotuje.

Dziadziuś na zabawę
zawsze ma ochotę,
zawsze uśmiechnięty
i ma serce złote.

Muszę to powiedzieć
chociaż jestem mały.
Babcia jest kochana,
a dziadek wspaniały.

Riki-tan, riki-tiki-tan, dla babuni kwiatki mam.
Riki-tan, riki-tiki-tan, dla kochanej babuni kwiatki mam.

Riki-tan, riki-tiki-tan, dziadziusiowi buzi dam.
Riki-tan, riki-tiki-tan, kochanemu dziadziusiowi buzi dam.

Riki-tan, riki-tiki-tan, dla was miejsce w sercu mam.
Riki-tan, riki-tiki-tan, dla was miejsce na zawsze w sercu mam.

Witajcie, witajcie,
drogie babcie i dziadkowie.
Bardzo się cieszymy,
żeście tu przybyli. 

Serduszko maleńkie
silnie dziś nam puka,
bo złożyć życzenia
to jest wielka sztuka.

Julka, Staś, oboje

Mam pewne wątpliwości, czy podołam ich nauczyć tego na pamięć. Nie wiem jak to ma wyglądać. Czy będzie podział na dziewczynki i chłopców, czy każdy ma swój tekst... Nie widziałam by inne mamy wynosiły taki zestaw pioseneczek i wierszyków, ale może od razu wrzuciły w kieszeń, bo ja to zawsze wszystko muszę przejrzeć... Jestem pełna obaw. Nie za dużo tego tekstu?
I chyba nie będę im towarzyszyć na tym, bo się rozkleję... ;)


Jutro post chomiczy. Nie, nikt nie każe chomikom pościć.

04 stycznia 2014

Łosoś wędzony ze szpinakiem w cieście francuskim

Jak widzicie na blogu zmiany. Teraz klimacik może jest mroczniejszy, może romantyczniejszy, a to wszystko wina... Programu PhotoFiltre i mojego zdjęcia profilowego. Hah, nauczyło się babsko szybszym sposobem uwidaczniać jeden kolor, jeden przedmiot wyciągnąć, a resztę zachować w odcieniach szarości i się popisuje. ;) Dopieszczanie szablonu jeszcze na pewno potrwa, bo udało mi się przy okazji usunąć wtyczkę do facebooka z czego zadowolona nie jestem...

Jednak dzisiejszy wpis nie o zmianach, a o moim wczorajszym orgazmie... Kubków smakowych! A co myśleliście, zboczuchy jedne! ;) Co prawda dziś zdążyłam się już pochwalić swoim kulinarnym kunsztem na uczelni, ale ciągle mi mało i muszę podzielić się z Wami przepisem.

S. jak zwykle podszedł do specjałów nie ufnie i kręcąc nosem. Nie powiem, miałam nadzieję, że nie zasmakuje mu i więcej będę miała dla siebie, ale niestety... Musieliśmy sobie wręcz z gardeł wyrywać.

Składniki:
200 g łososia wędzonego
500 g szpinaku mrożonego
1 opakowanie serka twarogowego typu Almette, u nas Piątnica z przyprawami
2 opakowania ciasta francuskiego
masło
przyprawy (pieprz ziołowy, sól, czosnek)




Sposób przygotowania:
Szpinak mrożony przygotowujemy według uznania. Ja zazwyczaj w brytfance rozpuszczam 2 łyżki masła, wrzucam szpinak i doprawiam czosnkiem, solą i pieprzem ziołowym i duszę od czasu do czasu mieszając. Moja mama lubi z jajkiem, ja nie. Gdy szpinak będzie już gotowy, odstawiamy do przestudzenia. W tym czasie rozwijamy sobie jedno opakowanie ciasta francuskiego, na nie rozklepujemy warstwę przestudzonego szpinaku. Na tą warstwę rozkładamy sobie w plastrach łososia wędzonego i gdzie nie gdzie nakładamy sobie serka twarogowego. Nie dodawałam większej ilości przypraw niż tymi zawartymi w szpinaku bo nie widziałam takiej potrzeby. Na to po prostu kładziemy drugą warstwę ciasta francuskiego i rozdzielamy na porcje. Jakie kto lubi. Można by było też stworzyć roladę. Dla osiągnięcia lepszego kolorytu, można posmarować białkiem jajka.

Co mogę powiedzieć, pyszne za równo na ciepło, jak i na zimno. Porcji było tak wiele, że starczyło na obiad i na kolację. Śmiało można podawać jako przekąskę przy domowych imprezach. Mmm... Wszystko co dobre szybko się kończy. ;)

Lubicie ryby wędzone?

Oblizująca się Lula.

03 stycznia 2014

RECENZJA: Schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj, bo miłość i śmierć przychodzą pomału.


A więc przychodzę z obiecaną recenzją szamponu z mocznikiem.

Mocznik. Mocznik. Mocznik.
Pierwsza reakcja z jaką się spotkałam na jego temat, to stwierdzenie mojego S., że mógł mi nasikać na głowę... Jest to jakiś pomysł, ale chyba jednak to nie leży w zestawie moich fetyszy.

Skóra mojej głowy zawsze była dość wrażliwa, nie lubiąca zmian... Nawet w zasadzie nie lubiła się z kosmetykami do pielęgnacji i stylizacji włosów. Zawsze źle reagowała na lakiery, niektóre szampony i inne. Problem nasilił się w momencie, gdy dostałam pracę. Przypuszczam, że tak wpłynął na mnie stres. W końcu poświęciłam się rodzinie na całe 3 lata, ciężko jest się przestawić z dnia na dzień bez żadnych nerwów.
Praktycznie codziennie musiałam myć głowę (a ze względu na ilość włosów jest to dość czasochłonne), jeżeli nie zrobiłam tego cała skóra mnie swędziała. Opanować takie swędzenie również nie było łatwe, a po drapaniu efekt masakrycznego łupieżu gwarantowany.

Zaczęłam zastanawiać się czy to nie łuszczyca. Jak większość Polaków zamiast iść do lekarza zasięgnęłam porady u Wujka Google, dziewczyny z podobnym problemem polecały produkty z mocznikiem. Wybrałam się do drogerii, jedyny szampon jaki zauważyłam z mocznikiem to ISANA MED urea shampoo.

Opis od producenta:
ISANA MED UREA szampon z 5% zawartością mocznika obficie i intensywnie pielęgnuje włosy.Specjalna formuła z prowitaminą B5 wzacnia włosy. Wrażliwa i delikatna skóra głowy staje się znowu aksamitnie gładka.
konsystencja
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Urea, Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Glycerin, Panthenol, Polyquaternium-7, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Styrene/Acrylates Copolymer, Glycol Distearate, Laureth-4, Parfum, Citric Acid, Sodium Benzoate, Formic Acid.

Cena:  Około 5 zł za 200 ml.
Zapach: To czego się obawiałam, to że zapach będzie kojarzył się jednak niestety z moczem. I tu miłe zaskoczenie, jest lekko cytrusowy. Mimo to zapach po umyciu nie utrzymuje się na włosach.
Konsystencja: Przypomina rozwodniony żel. Kolor jest półprzeźroczysty z lekko kremową barwą.

Opinia:
Szampon dobrze się pieni i jest wydajny. Buteleczka spokojnie wystarczyła mi na ciut ponad miesiąc użytkowania. Bardzo podoba mi się, że można szampon postawić na "głowie". Mojej skórze głowy pomaga. Z każdym użyciem widzę wydłużenie czasu za nim znów mnie zacznie głowa swędzieć. Co do samych włosów to szampon myje je porządnie z wszelkich zanieczyszczeń, doskonale zmywa maski i inne takie takie, ale nie użyłabym go bez późniejszego użycia odżywki. Włosy są potem dla mnie nie przyjemne w dotyku. Coś jakby sztywne...

Czy nabyłabym znowu?
Tak. Już mam kolejną buteleczkę. Zobaczymy czy uporam się z problemem całkowicie, czy jednak będę musiała się udać do dermatologa. Mimo wszystko polecam, jako próbę pierwszego kontaktu poradzenia sobie z problemem.

02 stycznia 2014

statystyczny stary rok

Witam Wszystkich w nowym roku. I co, jakieś postanowienia noworoczne? Ja mam jedno... Przetrwać. ;)
Najpierw chciałabym skomentować zeszłoroczne postanowienia. Miało być tak:


Nie oczekiwać od innych zbyt wiele. Stawiać oczekiwania wobec nich dokładnie na takim poziomie, na jakim są w stanie je realizować. Nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego, a przede wszystkim nie wyobrażać sobie czegoś i nie marzyć o czymś co się nie stanie. Czy nie lepiej mieć marzenia, które mogą się spełnić? Miło gonić króliczka, ale... Czasem lepiej mieć go w garści.
Drugie postanowienie to mniej wściubiać nos w nie swoje sprawy. Nie chodzi mi o plotki, ploteczki, bo to jest babska rzecz. Od tego nie da się uciec tak łatwo. Chodzi mi bardziej o ocenianie cudzych zachowań. Brr... Choć częściej robię to w myślach, niż o tym mówię do kogoś, to muszę się tego wystrzegać.
Więcej postanowień nie mam, choć może mniej słomianego zapału. Tak skromnie na ten rok.


Dwa pierwsze myślę, że wyszły mi całkiem nieźle. Spuściłam nieco z tonu, innym odpuściłam. Myślę, że w tym temacie nie mam sobie nic do zarzucenia. A słomiany zapał, no cóż dalej niestety mi towarzyszy...

Wiecie, że za nami już rok jak tu jestem i dzielę się sobą z Wami? Życzę sobie i Wam, by moje posty były co raz mniej chaotyczne, a co raz bardziej treściwe i sensowne. Byście z każdą chwilą coraz chętniej do mnie zaglądali. 91 obserwatorów. Wow, nigdy bym nie przypuściła, że tyle osób może zainteresować to co mam do powiedzenia, pokazania. Ponad 18 tysięcy odsłon. Troszkę statystyk...

Najwięcej wyświetleń ma post
To nie jest reklama Coca Coli... Przypuszczam, że to przez spamerów, pod tym postem najczęściej pojawiały się SPAM komentarze...
Poza tym najwięcej wyświetleń miały wpisy o zagadce z żyrafą, o wyborze imienia dla dziecka, a także moje ogłoszenie o pozostaniu dawcą narządów.

Najczęściej trafiacie do mnie poprzez google, google+ i, o dziwo, facebooka.
Miło mi, że adres www do bloga okazał się strzałem w dziesiątkę swoją innością, bo go pamiętacie i używacie do trafienia tu przez wyszukiwarkę. Zaglądacie do mnie również poprzez wpisywanie w wyszukiwarkę słowa "jabuszkowo" O_o O cokolwiek chodzi...

Najwięcej odbiorców mam:
Polska
10422
Stany Zjednoczone
1764
Słowacja
916
Rosja
902

Dziękuję, że jesteście. :)