Jedyne prawo jakie działa prężnie na tym świecie, to prawo Murphy'ego.
Jeżeli wchodzisz do wanny i zaczynasz myć włosy, to się spodziewaj, że nie spłuczesz ich ciepłą wodą. Brrr...
Jednak post miał być chomikowy i taki będzie.
Kilka dni temu moja Lula, stwierdziła, że powinniśmy pozbyć się rybki, bo ona już jej nie chce. Nie powiem, taka wypowiedź mnie zszokowała, i całkiem prawdopodobne, że zareagowałam zbyt gwałtownie, zbyt ostro jednak chyba dotarłam. Powiedziałam, że a co jak mam stwierdzi, że ona już nie chce mieć córeczki, też ma ją oddać? Brutalne prawda? Mam wyrzuty sumienia teraz, ale wtedy widząc jej smutną minkę postanowiłam wyjaśnić dalej z mniejszym nafaszerowaniem emocjonalnym w głosie. Że tak nie można, że o małe stworzonka trzeba dbać, jak już się je ma, i tak dalej, i tak dalej. W końcu zapytałam skąd ten pomysł... Okazało się, że to dziecię jest sprytniejsze niż myślałam, i że to pozbycie się rybki, nie było kwestią znudzenia się zwierzęciem, a racjonalnym podejściem, no jak na 3-latkę. Otóż kotki jedzą rybki! Aby uchronić rybkę trzeba ją oddać komuś, a samemu przygarnąć kotka. No bo przecież, my też przygarnęliśmy rybki, bo te gryzły inne rybki u cioci w akwarium...
Pojawiła się więc chęć posiadania futerkowca. O tyle o ile na psa, i kota się nie zgodzę (nie tylko ja), bo wychodzę z założenia, że a) trzeba mieć mnóstwo czasu do takiej zwierzyny, b) blok, to nie miejsce dla tego typu zwierząt, w szczególności dla psa, bo to powinno się wybiegać i potrzebuje przestrzeni, i c) to wielka odpowiedzialność. Jasne, ludzie trzymają takie zwierzęta w domach, ale ja się nie zdecyduję, chyba, że będę mieć dom z wielkim ogrodem. ;) Mikro zwierzątko to co innego. Zdaję sobie sprawę, że decydując się na coś, to będzie mimo wszystko w większości mój obowiązek, bo już ja widzę jak Lula z Tasiorem sprzątają trociny. O karmienie się nie martwię. Jest to dobry sposób na nauczenie maluchów odpowiedzialności, choć nie ukrywam, że nieco się martwię o delikatność Stasia, której mówiąc krótko on nie ma, i gryzoniowi mogłaby się stać krzywda.W pierworodnej koncepcji na myśl mi własnie przyszedł chomiczek lub myszka. Ale przecież są jeszcze większe stworzonka, jak królik, świnka morska... Tu bym nie musiała się martwić o delikatność Stasia.
S. póki co kręci nosem, po swoim doświadczeniu ze szczurem, jednak wierzę, że da się go przekonać. Jest wiele za, wiele przeciw. Jakie są wasze doświadczenia z gryzoniami? Uważacie, że powinniśmy się wstrzymać z taką decyzją, bo to za wcześnie, czy warto spróbować?
Moje zdanie i zdanie S. jest zupełnie różne. Mój dom był zawsze pełen zwierząt. Miałam króliki, psy, chomiki, myszki, ryby, a nawet papugę kozią. S. miał tylko szczura i nie miał do niego podejścia. Nie chciałby, by to samo stało się w połączeniu naszych dzieci i gryzonia.







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz dziękuję!