Lecz o czym to ja miałam...
6-miecięczny Staś pojony przecieraną zupką przez 1,5-roczną Julkę ;) |
Wracając do słoiczków. Wyobraźcie sobie, o zgrozo, że znajoma natrafiła dziś na folię, w gotowym obiadku dla brzdąca, którego marki nie podam by nie siać popłochu. Dopóki nie przeprowadzi się stosownych badań nie można oceniać. W słoiczku znalazło się coś przezroczystego, czego nie można było przegryźć. Doradziłam jej by przeprowadziła proste badanie ogniem, folia jak wiadomo topi się i śmiardoli. Mimo, że wszyscy mieli nadzieję, że to błonka od kukurydzy, cuśko się stopiło. Nie wiadomo czy dziecko zjadło folię, czy nie. Cokolwiek to było nie powinno znaleźć się w słoiku. Lada dzień zgłosi sprawę do Sanepidu, niech zbadają.
Nie tak dawno, po necie krążyła informacja o tym, że w kaszce znaleziono szczura. Na szczęście był to zlepek kaszki, ale pod informacją na różnych portalach pojawiały się wpisy typu "Od lat kupuję te kaszki i nigdy nic takiego nie miało miejsca!", "To nie możliwe, zawsze przyrządzam te kaszki dzieciom" etc. Nie rozumiem, to że coś nigdy nie miało miejsca, tzn. że nie będzie mieć miejsca w przyszłości? Jestem zdania, że wszystko może się zdarzyć. Jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy. I choć nie powinniśmy popełniamy błędy. Nawet mi kiedyś wpadła pinezka do ciasta na placki ziemniaczane. Spokojnie, nikt jej nie zjadł! Wyłowiłam szybciutko, widziałam jak spada.
Moja rada? Mamuśki, jak najczęściej to możliwe gotujcie same. Mroźcie, peklujcie, ale gotujcie same. Poza tym organoleptyczne poznawanie świata jest dla dziecięcia bardzo ważne. Może podziwiać różnorodność kawałków marchewki, kolorystykę od groszku do kukurydzy, a także zasmakować każdego smaku z osobna, nie paćki.
Pozdrowionka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz dziękuję!