me and my family parenting cytatowo handmade kuchenne testy podróże

27 września 2013

Like, like, like

Źródło: http://econsciousconsulting.wordpress.com/2012/01/11/i-like-you-like-everybody-see-like/
Kiedyś, gdy czytałam artykuły o tym, że ktoś kupił lajki na allegro by wygrać konkurs fb, albo by namawiał obcych ludzi do głosowania na siebie miałam mieszane uczucia. Z jednej strony -takie czasy. Z drugiej -postępowanie nie fair, czy też nie fert jak to mówią moje potworki.
Zacznę od początku. Dwa dni temu przeglądam aktualności na facebooku i widzę, że znajoma skomentowała jakiś konkurs. Stwierdziłam, że jej wymysł jest beznadziejny i się z nią podrażnię pisząc jakąś głupotkę. Napisałam, zatwierdziłam... Po kilku odpowiedziach i kliknięciach lubię to zorientowałam się, że teraz też biorę udział w konkursie. ^_^'
Nie powiem, sprawiło mi nie małą radość, że ludziom spodobało się to co wymyśliłam. Jedynymi znajomymi, którzy kliknęli, że to lubią, była właśnie owa koleżanka i mój luby. Szok. W między czasie pojawiła się informacja, że jestem na prowadzeniu. Za mną dwóch panów...
Pierwsze miejsce zajęła jednak Pani, która w ciągu godziny, może mniej, zebrała 54 lajki. Zaczęłam rozumieć, dlaczego  kupowanie lajków i innych może być aż tak drażniące dla ludzi biorących udział w różnych przedsięwzięciach. Większych przedsięwzięciach. Dla tych, których może być to spełnienie marzeń, a których nie stać na to by umożliwić dziecku spotkanie ze znanym piłkarzem. (Tak, tak pieję do tej afery co dzieci miały się spotkać z piłkarzami, ale się nie spotkały, bo rodzice innych dzieci kupili na allegro polubienia, a te dzieci i tak się nie spotkały, bo mecz odwołany~czy coś takiego.) Moje samozadowolenie spadło. O tak niziutko, do metra 75 cm, znaczy się na normalny poziom. Bo przez to wszystko mi w między czasie wzrosło.
Uważam, że najwłaściwsze jest pozostawanie w zgodzie z własnym sumieniem. Fajnie, gdy można spełnić kilkoma kliknięciami marzenie znajomego, jego rodziny itd. Cała Ona (można kliknąć, można) zapytała czy nie polubiła bym jej zdjęcia. Jest świetne! Jest na prawdę robiące wrażenie. (Swoją drogą gratuluję, przeszłaś dalej!) Jednak nie jestem pewna czy polubiłabym, jakby było kiepskie, nie zjadłyśmy razem przysłowiowej beczki soli, prawda? Pewnie to byłby argument przechylający szalę.

Moglibyście powiedzieć, że z zazdrości żal mi dupę ściska or something else. Nie, nie. Zajęłam drugie miejsce i dostanę pewnie tę samą nagrodę. Tylko zastanawiam się, czy dla jakiejś smyczy, albo innego badziewia (nie mam pojęcia co to będzie) warto zadać sobie tyle zachodu. A tak naprawdę, to uważam, że to co wymyśliła jest na prawdę słabe, a ja jestem całkiem dowcipna, o. ;P Mogę sobie pogadać, to mój blog w końcu. ;P




Coś się skupić ostatnio nie umiem, czy moje teksty są bardziej chaotyczne niż zwykle?

26 września 2013

Korek, fasola i kawa z biedronki

Ha haha haha! (złowieszczy śmiech)
Teraz Was zakorkuję!

A tak poważnie, znalazłam kolejne zastosowanie dla korka. Od jakiegoś czasu zbierałam słoiczki po biedronkowej kawie, które są super proporcjonalne. Uzbierałam kolekcję aż dwóch! Trzeci jest w trakcie wypijania, więc spoko loko. Wiedziałam, że na coś się przydadzą.
W jednym zamieszkało kakao. W drugim zamieszka nasionko. Póki co czekamy, aż nasionko puści pędy, wtedy do słoja wsadzimy ziemię i zasadzimy fasolkę. Będzie to mini szklarnia Luli.




25 września 2013

Ruda lisiczko wybacz mi

Jestem zbulwersowana.

Człowiek chciałby mieć wszystko kompatybilne. Tym bardziej jak mu małż zachwala swoje...
Zobacz, zobacz mówi. Kalendarz, organizer, mail, sekretarka, galeria, wszystko pod jednym kliknięciem mówi. Wszystko mam, o tu, pod ręką mówi. Jak jeden usługodawca daje tyle możliwości to trzeba korzystać, a nie w bawić się w półśrodki mówi. Kompatybilność! Kompatybilność z laptopoem, komputerem w pracy, sprytnym telefonem i z komputerem w domu mówi...

A ja co? A ja skuszona perspektywami, zwabiona niczym ćma do światła, przystałam na to. Zaspokojenie prymitywnych żądz... Zrezygnowałam ze swojej ulubionej rudej lisiczki, na rzecz tego to tu Chroma.

Problemy z poprawnym wyświetlaniem komentarzy na blogu - wina chroma.
Problemy z poprawnym wyświetlaniem g+ - wina chroma.
Problemy z odczytywaniem niektórych maili - wina chroma.
I tak dalej, i tak dalej...

To kara. To kara, za zdradę. Poczekam jeszcze chwilę, wysłałam maila do supportu. Były już dwie aktualizacje od tamtego czasu. Na dzień dzisiejszy nic się nie zmieniło. Chyba wrócę na starego, dobrego i nie zawodnego Firefoxa, bo tak być nie może...

Jeżeli macie podobne problemy, sami sprawdźcie, czy to nie to.
Jeżeli nie odpisuję na jakieś komentarze, to wybaczcie... Być może korzystam z Chroma. -_-

24 września 2013

Biorę udział w konkursie u Makijażowo

Makijażowo organizuje konkurs na makijaż egzotyczny + rozdanie. Ja póki co deklaruję się na udział w rozdaniu, ale kto wie, kto wie... Może makijaż wykonam. :)

Więcej info znajdziecie TU.


Oczywiście tym samym przypominam o moim rozdaniu. Więcej info TU.

23 września 2013

DIY tablica korkowa

Nadarzyła się okazja by wykorzystać troszeczkę moją koleżankę J., która de facto w tym samym czasie wykorzystała troszkę mnie i obie wyszłyśmy zadowolone. Koleżanka J. ma aktualnie remontiren chałupen. A że wszystkie panele ma już położone wyrwałam jej resztki korka i uciekłam do domu. ^_^
Nie, nie. Nie wyszłam na zołzę. Po prostu dbam o środowisko i uprawiam recykling. Dobrze brzmi, co nie? ^_^

Dawno nie było żadnego HandMade'u? To dziś będzie.

Za potrzebą Luli.
(Bo mama coś obieca i głupio powie, to i dotrzymać trzeba, bo głupio potem przed dziecięciem...)

Materiały potrzebne do produkcji:
1. Resztki korka, dużo resztek, dużo nie popękanych resztek.
2. Dwie dechy. (Recykling w pełni, dechy pochodzą z ostatnio powywalanych szaf).
3. Paczka gwoździków.
4. Taśma. To jakaś okleina czy coś. Było w domu. Trochę zabrakło. Się dokupi.
5. Klej zwany Vikol.
6. Młotek.
7. Nożyczki.
8. Gazety.


















Nie chcą się ładnie dopasować te zdjęcia powyżej. Trudno. Rozkładamy gazety, bo będziemy brudzić. Deski sklejamy taśmą, co by nam się nie rozjeżdżały. Wywracamy na drugą stronę i po między wpychamy Vikol. Ja skleiłam i z drugiej strony taśmą, bo było ryzyko, że zepsuję.

Korek naciągamy. Jak najmocniej i przybijamy gwoździkami. Tak na prawdę zalecane jest by wyciąć sobie odpowiedni kawałek korka tak by nie wystawał za brzegi i przykleić go do miękkiej deseczki specjalnym magicznym klejem do korków. Ale ja muszę wszystko po swojemu...

A po mojemu nie wygląda tak źle, prawda? Ale to nie koniec.
...
Oczywiście tak mnie praca pochłonęła, że później nie robiłam zdjęć następnych etapów. I możecie podziwiać lub nie efekt końcowy.

Bez czarnej ramki, bo nie byłoby widać ramki. (Masło maślane)

Koniecznie muszę dokupić tą brązową taśmę... I zmontować uchwyt z tyłu... I na ścianę do pokoju potworów na artystyczne pracki Luli. ^_^

22 września 2013

Ogłoszenie prywatne! Poszukuję...

Trochę prywaty:
Od dziś startuję z pisaniem pracy inżynierskiej. Stąd moja prośba do Was: Jeżeli macie jakieś materiały dotyczące wczesnej edukacji (dzieci przedszkolnych i/lub klas 1-3) ekologicznej prosiłabym o kontakt, najlepiej pod: odgryz.sobie.stope@wp.pl 
Mile widziane pdf, broszury, podesłane artykuły oraz tytuły książek.

Z góry dziękuję. ^_^

Pozdrawiam

19 września 2013

Change is coming.

Zapowiadam drobne zmiany na blogu, więc jak wejdziecie któregoś razu i nie poznacie, to nie panikujcie. ~_~
Choć wszystko odbędzie się drobnymi kroczkami pewnie, od dziś nowe logo, a na nim ja i moi najbliżsi. Co sądzicie? Lepsze nowe, czy stare?

Czy z twarzy jest podobny zupełnie do nikogo? ;)

Lula, Akashiya Viv (ja, no ja), Tasior oraz S.

Znacie Pozytywne Żywienie? To oni i ich fanpejdż zainspirowali mnie do wykonania powyższej grafiki. Kiedyś przegrzebię bardziej i zrobię lepsze zestawienie. Co sądzicie, jak osoby postronne, mamy jakieś cechy wspólne? Czy jesteśmy zupełnie do siebie nie podobni? ^_^



Mała przypominajka:

http://odgryz-sobie-stope.blogspot.com/2013/09/rozdanie.html

17 września 2013

What is wrong with you?

Nikt tak nie irytuje jak rowerzyści. Prawda? Prawda. A wszyscy na rowerach lubimy jeździć, no przynajmniej większość. Więc o co chodzi? Skąd ta wrogość?
Pod koniec października położono na mojej dzielnicy piękną drogę rowerową. Jest gładziutka, z lekkimi spadami w dół, z lekkim wznoszeniem się w górę, z zakrętami, no piękna. Kilkadziesiąt metrów dalej zrobili nawet coś na wzór estakady rowerowej. Żałuję czasem, że nie mam roweru, chciałabym zobaczyć jaki stamtąd jest widok, niestety nie ma tam wstępu dla pieszych-to ścieżka rowerowa w końcu. Ścieżka nie jest monotonna. Z tego co mi wiadomo, jest plan by połączyć Gdańsk z półwyspem Helskim. W Gdyni widać, że prace w tym kierunku idą do przodu. Jednak rowerzyści marudzą, organizują coś co się nazywa masa krytyczna, estakada rowerowa jest źle wyprofilowana, ścieżki są nudne, zbyt pod górę, zbyt w dół, za czerwone, a w zasadzie to po co po tych drogach pełzają ślimaki. Wiem, wiem... Wszystkim dogodzić się nie da. Jednak czy samej radości nie powinien nieść fakt, że jednak coś się robi w kierunku polepszania życia rowerzystom? 
Nie to jest najgorsze. Najgorszy jest fakt, że większość rowerzystów nie potrafi jeździć i nie mam na myśli samego faktu pedałowania i trzymania rąk na kierownicy. Przepisy ruchu drogowego... Powiedz rowerzyście, że jeździ nie przepisowo. Co odpowie? 
Kierowcy też nie przestrzegają przepisów; przejeżdżają na czerwonym, nie zachowują odpowiedniej odległości, od nas rowerzystów, na ulicy. (Dla przypomnienia 1 metr to minimum, bezpieczna odległość to półtora metra.) Piesi też chodzą po ścieżkach rowerowych. 
No tak... Najlepszą obroną jest atak. Ja zorganizuję napad na bank, bo mnie rolują na kredycie. Czy to tak powinno wyglądać? Raczej nie. Fajnie, że są kampanie promujące jazdę na rowerach. Szkoda, że nie ma kampanii informujących rowerzystów jak powinni jeździć, bo skoro im tak ciężko sięgnąć po Kodeks Ruchu Drogowego, to skąd mają wiedzieć jakie są przepisy? 
Znacie ulicę Świętojańską w Gdyni? Wygląda ona mniej więcej tak (nie wiem z którego roku jest to zdjęcie):
Źródło: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=300708&highlight=tarnopol&page=167
Szerokie chodniki, zawsze zatłoczone. Ulice jak widać. 
Schodziłam w dół Świętojańskiej, wtedy jeszcze kulawa po mojej wywrotce na rolkach. Towarzyszyły mi dzieci i młodszy brat, który w razie czego miał biec za dzieciakami. I jedzie dwóch takich dorosłych (~40 prawie na karku jak na moje oko) na rowerach po chodniku. Ciasno, nie wygodnie, moje dzieci z przodu wesoło hopsiają. Pomiędzy nami oni. Mój brat krzyknął:
-Julka, Staś uważajcie rowery jadą.
Na co się obruszyłam niemiłosiernie:
-Niech ci pseudo-rowerzyści uważają, jak nie znają zasad ruchu. Chodnik to nie miejsce dla rowerów. 
Pani na rowerze jakby mogła to zabiłaby mnie wzrokiem. Całe szczęście, że nie miała laserów w oczach. Pan prychnął... A może parsknął? 
Moje dzieci mają prawo czuć się bezpiecznie na chodniku. Poza tym ja nie mam do własnych dzieci takiego zaufania, a co dopiero obcy człowiek, który utrzymuje pewną prędkość na rowerze. Wyskoczy ni stąd, ni zowąd prosto pod koła i co? Zupełnie inna sytuacja jest, gdy rowerzysta jedzie przepisowo ulicą, a za nim samochód. Kierowca go widzi, zawsze jest ograniczone zaufanie, ale można się dostosować. Przepisy są po to by wszystkim zapewnić bezpieczeństwo wszystkim użytkownikom drogi, a nie na złość porządnym ludziom. 
Enduro Tasior ;)
Są 3 sytuacje w których rowerzyści mogą jeździć po chodniku:
-ulica ma ograniczenie prędkości powyżej 50 km/h
-są bardzo złe warunki pogodowe (ulewa, grad)
-rowerzysta jedzie z dzieckiem do 10 roku życia (czy to w foteliku, czy jak towarzysz na swoim rowerze).
Proste i łatwe do zapamiętania. Nawet na chłopski rozum idzie to pojąć. 
Przejście dla pieszych jest, jak sama nazwa wskazuje, przejściem dla pieszych. Nie przejazdem dla rowerów. Przejazdy są tam, gdzie bezpieczeństwo na to pozwala. Gdzie samochód ma rowerzystę dobrze uwidocznionego na drodze, gdzie znaki są odpowiednio postawione, i również, dobrze widoczne. 

Mój S. ma nawet swoisty pomysł na karę dla niestosujących się do zasad ruch rowerzystów. Należy ich łapać, wiązać dwójkami i jeden będzie budował drogi, a drugi będzie mu czytał kodeks ruchu. I po pół godziny zamiana miejsc. Co wy na to? ;)

A, i co śmieszniejsze: nie jeżdżę rowerem, nie posiadam prawa jazdy, a przepisy znam. Można? Można!

Przypominam o rozdaniu! Więcej info TU!

15 września 2013

Motylek, zombie i inne zjawiska pogodowe

Rośnie mi mała artystka. Tasior póki co nie wykazuje się talentem plastycznym, zna się za to świetnie na samochodach. Wszystkie furki poznaje po znaczkach. Można śmiało rzec, że znaki motoryzacyjne zna lepiej niż kolory. Volkswagen, Mazda, Peugeot, Fiat, Ford, Opel, Audi nie sprawia mu kłopotów. Opla Astrę potrafi rozróżnić od Opla Vectry. Niektóre auta poznaje po kształcie, takie jak: matiz, smart, maluch... Lula za to coraz bardziej oswaja się z pędzlami, plasteliną, kredkami. Ołówek trzyma już poprawnie w prawej rączce, długopis jeszcze chwyta garścią-nie wiem skąd taka zależność, ale chyba w początkowych pisaniozmaganiach jest to jak najbardziej naturalne.
Co zachwyca? Fakt, że postaci rysowane przez nią mają palce, uśmiechy pełne zębów, oczy źrenice. Rysuje głowy, czasem uszy i włosy, tułowia, jednak zawsze tułów jest połączony z głową szyją. Wdała się w mamusię... Jak byłam pół roku starsza od niej (gdy miałam 4 lata), rysowałam wieloryby z fontanną na dwóch kartkach A4-wiadomo, wieloryby są wielkie. ;)

Pochwalę się nią trochę...

MOTYLEK i pierwsza próba podpisu:

Ostatnio szliśmy przez las... Co chwilę jakieś patyki spadały i trzaskały. Ona zaniepokojona zapytała
-Hy! Mamo co to?
Ja już nie mając siły tego dnia na odpowiadanie po raz kolejny co to mogło być, odpowiedziałam od niechcenia:
-Zombie.
Julka nie wie co to zombie. Dziś na spacerze, pokazała mi logo z wielkim królikiem, z wielkimi zębami, że to jest właśnie zombie, bo ma wielkie zęby.
Wtedy jej artystyczna wizja zombie wyglądała tak:

Szkoda, że skaner słabo łapie ołówek. Następnym razem postaram się o lepszą jakość.


11 września 2013

50 faktów o mnie, o których być może nie wiedzieliście

Ostatnio modne na blogach o wszystkim i o niczym, czyli takich jak mój, jest pisanie faktów o sobie. Moda modą, ale ja lubię pisać o sobie. ;P Hahah, tak więc 50 faktów o mnie.

1. Jestem uzależniona od kawy. Rozpuszczalnej. Jak nie wypiję kawy to mną telepie. Czasem staram się ograniczać, ale kocham kawusię. ^^
2. Mam słomiany zapał. Jak sobie robię długofalowy projekt na cokolwiek nie jestem w stanie ukończyć.
3. Wstyd się przyznać, zawsze płaczę gdy Leonardo tonie w filmie Tytanic. Nawet wychodzę z pokoju, gdy wiem, że będzie ta scena - to nic nie daje, zawsze akurat tonie jak wracam.
4. Chciałabym kiedyś wybrać się do Japonii.
5. Czytać umiałam już w wieku 4 lat. A to za sprawą komputera Commodore 64, był tam program, który odczytywał znaki z klawiatury. Kto by pomyślał, co? :)
6. Mój ulubiony aktor to Johnny Depp. <3
7. Jakbym urodziła się jednak chłopcem miałabym na imię Patryk.
8. Jestem strasznym śpiochem - najgorszy moment w ciągu dnia dla mnie to wstawanie.
9. Lubię śpiewać, ale wolę oszczędzać uszy innych. Dlatego śpiewam tylko przy dzieciach lub w samotności. Co śmieszniejsze, byłam kiedyś chórzystką.
10. Pierwszy raz zafarbowałam włosy tuż po mojej osiemnastce.
11. Kiedyś znalazłam na ulicy gotówkę zwiniętą w rulonik. Myślałam, że sobie ktoś ze mnie jaja robi, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku. Było tam na prawdę dużo kasy.
12. Jestem bardzo niecierpliwa, nie lubię czekać.
13. Mamy w domu rybkę. Nazywa się Piotr Bojownik i jest bojownikiem. ;)
14. Znacznie sprawniej poruszam się po stronach, programach i innych niż mój S. ;)
15. Do niedawna panicznie bałam się ciem. (Ciem? Kapciem!)
16. Nigdy nie oglądałam w całości Laleczki Chucky. Gdy byłam mała podejrzałam jak babcia oglądała w telewizji. Miała ona taką lalkę, która siedziała zawsze w tym samym miejscu i przez spory czas nie mogłam w nocy spać, bo się bałam, że się ruszy.
17. Nie cierpię jak ktoś gada bzdury o porodach. Kiedyś pewna dziewczyna opowiadała, że jej kuzyn jak się rodził zaklinował się uszami przy wychodzeniu na ten świat, dlatego do dziś ma odstające.
18. Jeżeli chodzi o mojego S jestem straszną zazdrośnicą.
19. Swoją drogą, nasze dzieci mają imiona po dziadkach/pradziadkach. Julianna Helena (Julianna po prababci S przypadkowo, Helena po mojej prababci), Stanisław Roman (Stanisław po moim dziadku i przy okazji po dziadku S, Roman po ojcu S.).
20. Jestem przeciwniczką diet. Uważam, że trzeba się więcej ruszać, niż odmawiać sobie przyjemności jedzenia.
21. Moje oczy mają inny kolor w różnym świetle. Jest to coś pomiędzy zielenią, a brązem.
22. Co roku późną jesienią oczekuję śniegu, a później mi się przypomina, że w cale go nie lubię. ;P
23. Nie przepadam za czekoladą.
24. Nie potrafię się gniewać na S dłużej jak 5 minut. :)
25. Czasami najbardziej bawią mnie moje kąśliwe uwagi. ;P
26. Czasami robię rzeczy, które mnie zaskakują. Kiedyś chcąc pocałować S, pocałowałam się w rękę. Nie pytajcie jak, sama nie wiem, a żebyście widzieli moją minę.
27. Nie lubię rozmawiać przez telefon.
28. Gdy przychodziłam na ten świat padał deszcz.
29. Wolę chodzić do teatru niż do kina.
30. Potrafię przewidzieć co dostanę w prezencie i ciężko mnie zaskoczyć.
31. Prowadziłam kiedyś pamiętniki, za czasów gimnazjum. Raz spróbowałam przeczytać - później je wyrzuciłam, bo stwierdziłam, że byłam idiotką i nie jestem w stanie tego przeglądać.
32. Stawiam tarota.
33. Zostałam ochrzczona jak miałam 7 lat, dokładnie rok przed Komunią.
34. Jak miałam też 7 lat pogryzł mnie pies znajomej, do dziś mam bliznę na podbrzuszu.
35. Zdarza mi się kupić piękne, aczkolwiek nie praktyczne buty.
36. W zasadzie miałam mieć na imię Agnieszka. Babcia się uparła, że wszyscy będą za mną wołać Niecha, Niecha. Nigdy nie słyszałam, by ktoś się tak zwracał do jakiejś Agnieszki. Zostałam więc Małgorzatą, bo najlepszej koleżance mamy.
37. Mam brata o 10 lat młodszego i siostrę o 16 lat młodszą.
38. Lubię rudzielców, dlatego sama często farbowałam się na rudo. :)
39. Lubię szerokie plecy u mężczyzn. <3 :D
40. Nie oglądam telewizji. Nawet jeśli coś włączę to tylko dlatego, że nie lubię ciszy.
41. Mam macochę. Jednak nie wiem jak mam się do niej zwracać, więc mówię bezosobowo. Nawet nie wiecie jak trudno ułożyć wszystkie zdania bezosobowo.
42. Chcę w przyszłości postawić dom z ogrodem i takimi tam bajerami. ;)
43. Za czasów nastolatkowania zostawiałam kartkę na stole i wyruszałam na wycieczki po Polsce, wielu znajomych odwiedzałam w tym czasie.
44. Byłam złą kobietą, ale już nie jestem! :)
45. Nie lubię swojego nosa. Jest duży, szeroki i niesymetryczny.
46. Mimo to, że go nie lubię, często się śmieję z niego. :)
47. Mam nosa do wyczuwania bujd. (O widzicie!) Choć zazwyczaj nie komentuję, a niech sobie gadają...
48. Przechodziłam chorobę wrzodową, dopadła moją dwunastnicę.
49. Denerwują mnie niesłowni ludzie.
50. Jestem leniwa, ale nie umiem usiąść i odpoczywać. Zawsze coś robię.

Ciężko było napisać o sobie 50 faktów, na prawdę. Jeżeli dotrwaliście do końca to... Gratuluję! Zapraszam do wzięcia udziału w tym.

Przypominam także o rozdaniu!

TU KLIKNIJ!



09 września 2013

ROZDANIE

Uwaga, uwaga Akashiya robi rozdanie! :)

Trochę statystyk:
W świecie blogowym jestem już ponad pół roku. Przez ten czas naskrobałam już 117 postów. Wyświetlaliście mojego bloga już ponad 11 111 razy. :) Mam już prawie 50 obserwatorów publicznych, kilku się ukrywa.
Przez ten czas poznałam na prawdę świetnych ludzi. Z niektórymi blogami zżyłam się tak, jakby to była i moja część realnego życia.

W podzięce za to, że mam okazję być z Wami, i za to, że Wy jesteście ze mną rozdanie! Mam nadzieję, że i nowym się spodoba i zostaną ze mną z innych pobudek niż samo rozdanie. ;)

Cały zestaw powędruje do jednej osoby, a w skład tego zestawu wchodzą:

1. Nowa książka z zakresu Rękodzieło. Poduszki - ponad 100 propozycji.
2. Gumowy masażer antycellulitowy.
3. Wodoodporny krem ochronny SPF 50+
4. Maseczka SOS na twarz i pod oczy - rozświetlająca
5. 2x szampon zwalczający łupież tłusty
6. Zabieg antycellulitowy i ujędrniający na zimno
7. Sypki brokat do zdobienia paznokci - różowy i czarny
8. Kwiatki do zdobienia paznokci
9. Naklejki na pazury ;)
10. Szampon podróżny
+BONUS woda toaletowa BOND dla Twojego mężczyzny (raz wąchana).

Co trzeba zrobić, by móc wziąć udział w rozdaniu? A no nie wiele. :)
1. Być publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. Polajkować mój profil na fb O TU
3. Dodać baner na swojego bloga, o ten



Formularz zgłoszeniowy (będą się liczyły tylko zgłoszenia pod tym postem):
Obserwuję jako: (nick)
Polubiłam/em jako: (imię i literka nazwiska)
Baner dodałam/em na: (adres bloga)

REGULAMIN!
1. Rozdanie trwa od chwili ukazania tego wpisu do północy 11 października 2013 r.
2. Osobom niepełnoletnim potrzebna będzie zgoda rodziców.
3. Fundatorem rozdania jestem ja, Akashiya Viv.
4. Wyłoniony zostanie jeden zwycięzca, jeżeli nie skontaktuje się ze mną w przeciągu tygodnia od ogłoszenia wyników, będę losować następną osobę.
5. Koszty przesyłki pokrywam ja, wysyłka tylko na terytorium Polski.
6. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
7. Wyniki opublikuję 12 października 2013 r.
8. Wszelkie uwagi i wątpliwości proszę kierować na mail: odgryz.sobie.stope@wp.pl

06 września 2013

Ściery z kryształkami Swarovskiego. Chyba.

Poszukuję pracy. Haha, nie to nie anons (choć jak coś ktoś to zapraszam w zakładkę kontakt ;P).
Po prostu chciałam Wam opowiedzieć o tym, że ludzie czasem nie wiedzą w co się pakują.

Ja jestem taka, że nie potrafię ludziom wciskać byle czego za nie wiadomo jakie pieniądze. Nie cierpię akwizycji, jest gorsza od Światków Jehowy (przepraszam babciu za te słowa), bo nie dość, że pukają do drzwi w nieodpowiednim momencie, to jeszcze używają dziwnych zagrywek psychologicznych, sami wiecie.
Dziś napisała do mnie pewna znajoma z lat młodzieńczych.

Czesc sluchaj mam pyt czy nie chcialabys podjac pracy dobre dochody moze daj mi swoj nr tel ja wpadne i ci wszystko wytlumacze moj nr 50... (*

Moje podejrzenie padło na Oriflame, Avon... Jestem już konsultantką więc... Proszę o konkrety.


Sama ustalasz sobie godziny pracy
Nie to nie jest to co piszesz . Jest to sprzedaz handel zarobki do 10tys ale mniej wiecej tak 5tys zarabia sie nie napracowywujac sie zbytnio (*

Uwielbiam to. Uwielbiam to podejście zaczynające od mydlenia oczu. Łatwa, spora kasa, za nic nie robienie. Zapytałam więc, czy to handel obnośny polegający na wieży zarobkowej - im więcej ludzi pode mną to moja premia jest wyższa.

Tu zarabiasz sama na siebie ale tak jak mowisz tez tak mozesz sobie zrobic wtedy masz wieksza kase ale nie musisz miec tych osob (*

http://wdremix.net/2011/04/04/top-10-hottest-pin-up-girls/Czyżby pokazy w domu ze ścierkami lub innymi odkurzaczami? (Beata jeśli czytasz, pozdrawiam Ciebie, Marcina i urządzenia medyczne... Nazwy nie wymienię, nie róbmy reklamy, ani antyreklamy ;))

Czysciki do sprzatania sama woda bez uzywania srodkow chemicznych fajna praca i szybki zarobek
Kontakty z ludzmi a ty jestes taka obrotna dziewczyna dalabys rade (*

Tak, fajna praca... Najpierw bierzesz kredyt, żeby kilka kompletów zamówić. Jedne dla siebie, bo przecież jakoś potencjalnym klientom musisz dać pokaz prawda? Wyczyścisz im kibel, jak masz gadane to im powiesz, że bez chemii pozbywasz się wszystkich zarazków, bakterii, roztocz... Wodą usuwać wszystko? Magiczne ściery, o przepraszam, czyściki.
Wiecie ile najtańszy zestaw takich czyścików? 780 zł. Najdroższy 2 400. Przy zakupie hurtowym dla "handlowców" rabat. Firma nie zapewnia Tobie wersji testowych, próbek i innych. Sam musisz się zaopatrzyć. IMO jak coś jest dobre, to samo się sprzedaje, nie potrzebuje takich chwytów. I widzę, że dziewczyny biorą na to kredyty, bo pracy nie mają, a chcą zarabiać i chwytają wszystkie sroki za ogon. Tylko niestety nie zdają sobie sprawy, że to one dają się wyrolować. Bo klient nie będzie tak naiwny... A bank nie przyjmie jakichś szmatek w zamian za spłatę kredytu.
Czyścików, tak, czyścików.

Chociaż... Mogłyby wpaść Panie i wyczyścić mi kibelek. ^^

__________________________________________________________________________
(* - Pisownia oryginalna.

Przydałby mi się kociołek Panoramixa...

Dzisiejszy post sponsorują znaki &%#%$&

Tak, bo to się wkurzyć można. Wrzesień to najgorszy z możliwych miesiąców. Nie dość, że większości z nas mocno powiększają się wydatki, to jeszcze jeżeli chcesz ułatwić sobie życie paroma groszami to Cię czeka bieganina od Annasza do Kajfasza. Pamiętacie 12 prac Asteriksa? No właśnie...

A tym co nie pamiętają, nie widzieli lub po prostu chcą sobie przypomnieć...


Nawet jeżeli myślisz, że całą potrzebną dokumentację zgromadziłeś sobie w jednym miejscu, to powiem jedno - mylisz się. Jeżeli myślisz, że na jednej wizycie w danej placówce się skończy, to powiem ponownie - mylisz się. Zawsze jest coś, co musisz donieść. Później obsługuje Cię inna osoba i dopatruje się, że brakuje jeszcze czegoś. And again, and again, and again.
Żeby nie było Ci zbyt miło, to na dokumenty z instytucji czekaj tydzień. Nie ważne, że wszystko jest w bazie danych. Uprzejma Pani z okienka jest w tym momencie bardzo zabiegana, nie może tego załatwić od ręki. Ach, co za ludzie wszystko by chcieli od ręki, paskudy! Ona taka zabiegana, tak jej czasu brakuje, a ty wystawaj w kolejkach po 2 godziny. W końcu to Tobie, a nie jej zależy, prawda?

Nie cierpię urzędów. Jak słyszę o biurokracji od razu na myśl mi przychodzi mój problem z ZUSem. Na szczęście to już za mną, ale 2 i pół koła z konta zniknęło. A dlaczego? Miałam kiedyś działalność gospodarczą, pojawiły się dzieci i takie tam. Uprzejma Pani, albo miała mnie dość, albo była niedoinformowana, albo sama nie wiem co... Chciałam zawiesić działalność na czas urlopu macierzyńskiego, tak by nie płacić nic w tym czasie, żadnych składek etc. Mimo moich licznych pytań, usłyszałam tyle co "Jest Pani na czysto już z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, teraz nie będzie musiała Pani nic opłacać, już nic więcej nie musi Pani załatwiać, wszystko gotowe." Szkoda tylko, że po paru miesiącach przyszło wezwanie do zapłaty. Mimo odwoływania się, prób korzystania z pomocy i innych nic z tego nie wyszło. Ja nie miałam dowodów, po za tym jak to mówią, nieznajomość prawa szkodzi. Po sądach nie miałam się też zbytnio co włóczyć, słyszeliście kiedyś by ktoś wygrał z ZUSem? Ani nazwiska tej Pani, ani za bardzo w pamięci oblicza jej... Ech...

W tym roku idąc po zaświadczenie przyjrzałam się reklamom, które puszczają na telewizorkach. Badania satysfakcji klientów ZUS i innych instytucji. Trochę się zdziwiłam, że moja opinia jest inna niż większości ankietowanych. Okazuje się, że Zakład jest bardzo satysfakcjonującą placówką, obsługa jest miła, sympatyczna, DOINFORMOWANA I KOMPETENTNA, wygląd budynku przyjemny dla oka, a samo załatwianie spraw bardzo sprawne. W zasadzie instytucja jest przodownikiem wśród innych. Nie wiem, porównywali to chyba ze Strażą Miejską, czy czymś.

Wracając do tematu, kompletowanie dokumentów jestem zmuszona odłożyć do poniedziałku. Cóż, nic więcej nie poradzę.

BTW. Może z okazji już ponad półrocznego stażu bloga i z okazji zbliżającej się liczby 11 tys. wyświetleń zrobię jakieś małe candy? Byłby ktoś chętny? ;)

04 września 2013

torba i książeczka

Brzydko z mojej strony. Nie podzieliłam się z Wami tym co otrzymałam, a o czym wspominałam tutaj.

Torba od Eduszki. Bardzo fajna, bardzo podoba mi się ta kolorystyka. Jest solidnie wykonana i zaryzykowałabym stwierdzenie, że na wymiar dla mnie. Mogę ją śmiało przewiesić sobie przez ramię, a mogę nieść jak siatkę i nie szorować po ziemi. Moja teściówka też się nią zajarała niczym flota Stannisa, ale dla niej jest za długa. ^^ Szkoda tylko, że nie ma wewnątrz kieszonki jak na telefon. Przydałaby się taka.




I prezent od Kasi. Na chwilę obecną nie przeczytała, dzieciom więcej niż 4 strony. Co mnie smuci, ale taki etap przechodzą, za dużo się dzieje, za dużo mają do powiedzenia. Może w weekend z nimi usiądę i poczytamy. Obrazki wszystkie przejrzane... ;)


03 września 2013

Nie taki diabeł straszny


Kontynuując wpis o pierwszych dniach w przedszkolu, okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. :)
Wieczorem chciałam już poinformować Was o wrażeniach moich i moich potworków z dnia pierwszego, po chwili namysłu stwierdziłam, że się wstrzymam. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i poczekałam na reakcję dzieci w dniu następnym - czyli dziś.

Niestety nasze przedszkole nie zorganizowało spotkań zapoznawczych bezpośrednio przed rozpoczęciem roku przedszkolnego, jak to miało miejsce przynajmniej w kilku na terenie Trójmiasta. Odbywały się co prawda przez cały poprzedni rok spotkania raz w miesiącu, w sobotę... Jednak jako matka wciąż studiująca nie mogłam sobie pozwolić być na każdym z maluczkimi, więc byliśmy w sumie na dwóch. Tak więc zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę - pierwszy raz dzieci i ich rodziców. Miałam nawet nadzieję, że będzie jakieś spotkanie dla rodziców przed, ale wciąż brzmiały mi w uszach słowa Pani Dyrektor "Na spotkaniu we wrześniu". Nie miałam pojęcia, czy przygotowałam na pewno wszystko. Czy rozmowy z dziećmi prowadzę właściwie. Czy one są na to dobrze nastawione. Do jakiej grupy trafili. Gdzie ich szafeczki... Idąc dalej za słowami Dyrektorki "Przyprowadzić dzieci, zostawić i wyjść. Absolutnie bez długich pożegnań.", a co z kołderkami i pidżamkami? Pytań było wiele i nikogo kto by mi odpowiedział. Przedszkole przez sierpień było zamknięte, telefony pozostały nieodebrane. Na szczęście połowa pytań rozwiała się już na wejściu...
Dzieci poszły w swoją stronę, mama w swoją, tata w swoją.
Panie prosiły by w miarę możliwości odebrać dzieci tuż po leżakowaniu w tych pierwszych dniach, że to niby jakoś tam pozytywnie wpływa na dzieci. Tak też zrobiliśmy, nawet S. dał radę jakoś zerwać się z pracy, byle by ich odebrać. Już na korytarzu było słychać jojczenie Tasiorka. Usprawiedliwione. W domu nie spał już od ponad roku w ciągu dnia, a jak mu się zdarzyło to zawsze w kiepskim humorze. Zawsze. Poczekaliśmy dzielnie i wyszedł z radosną miną, bo mógł się przytulić do mamy. Luli emocje puściły dopiero w szatni. Nie chciała zostawić tam kapci przedszkolnych i afera była na trzy fajery. Z jednej strony Lula jest bardzo przywiązana do swoich rzeczy, z drugiej zaś to chyba był poniekąd preteksty by wyzbyć się emocji. Było ciężko nam wszystkim, całe życie zmieniło się w ciągu jednego dnia. Zmiana harmonogramu też robi swoje, wiadomo.
W domu próbowaliśmy się dowiedzieć jak było, co było i gdzie było. Chcieliśmy wiedzieć wszystko. ;) Julka nie była skora do odpowiadania na pytania. Opowiadała jak miała chęć, lub jak mama wzięła ją pod pic. Cała Julka, cała ja. Staś za to chętniej opowiadał. Mówili, że Wiktoria (rówieśniczka z podwórka) płakała, bo tęskniła za mamą, i oni trochę też. Usłyszałam, że dwóch takich samych chłopaków w paski (idę słowo w słowo za moją córką, chodziło o bliźniaków) się pobiło. Był też jeden chłopak, który się posikał i latał bez koszulki na golasa, co Lulę strasznie śmieszyło (to latanie bez koszulki rzecz jasna). Staś wrócił za do domu z tekścikiem hej, kolego. Dziwnie, gdy Cię własne dziecię woła hej, kolego mamo.   O_o  Od Tasiora usłyszałam też, że Pani Przedszkolanka mówi, że nie wolno jeść brody. Muszę się koniecznie dowiedzieć o co z tą brodą dokładniej chodzi. ^_^
Generalnie byli zmęczeni, zestresowani, ale w dobrych humorach. Znając moje potworki, wiem, że nie można książki oceniać po pierwszym rozdziale i trzeba przynajmniej poczekać na drugi. Czekałam na reakcję dzisiejszego poranka. Nie chcieli iść do przedszkola. Jednak nie wywoływali histerycznej awantury, spokojnie o tym mówili. A gdy już rozpłaszczyliśmy się w szatni pognali do sali, z jednym zastrzeżeniem - mama, ty tu siedź, i czekaj na nas. Dziś było lepiej. Staś nie przywitał nas niezadowolonymi dźwiękami na korytarzu (pewnie dlatego, że cicho pałaszował podwieczorek). Lula miała tylko lekką dramę, tym razem o worek na kapcie. Jutro już chyba nic nie wymyśli.

Trzymajcie kciuki, bo wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. ;)

02 września 2013

Szczęście polega na tym, by z prostych rzeczy nie tworzyć intelektualnych labiryntów...

Dzieci w przedszkolu. To ich pierwszy raz. Lula popędziła ochoczo. Tasior stawiał opór, ale tylko przez chwilę i również pognał. Najbardziej przeżywała mama... Mama dostała nerwowego ucisku na żołądku, ataku migreny, popadła w lekką depresję. Pogoda za oknem bardzo zachęca do przygnębiającego humoru. Pierwszy raz od dłuższego czasu mogę w spokoju posłuchać muzyki, wybieram jednak niekorzystnie i pogłębiam swój nastrój. Pierwsze łzy przelane...
Pewnie Ci z Was, którzy nie mają dzieci, nie stanęli przed decyzją puszczenia dzieci do przedszkola pukają się po głowie.

Bo co to jest? Puszczenie dzieci na kilka godzin do przedszkola? 
To nie więzienie, jeszcze się zobaczycie.
lub
Po co oddałaś, jak teraz ryczysz? Mogłaś siedzieć z nimi w domu...

Kiedyś też tak myślałam. Kiedyś, gdy rozmawiałam z moją przyrodnią siostrą, wysłuchiwałam jej żalów, bo jej synek poszedł do przedszkola. Też wtedy nie rozumiałam, sama o dzieciach wtedy jeszcze nawet nie myślałam. Zastanawiałam się, jak to? Kilku godzin bez dziecka nie może wytrzymać... To nie jest takie proste jakby mogło się wydawać. Wiemy, że pewien etap jest już za nami. Teraz czas otworzyć drzwi i powiedzieć idź tam czeka na Ciebie świat. Nie trzymamy pod kloszem, bo tak nam wygodnie. Nie blokujemy potrzeb dzieci, bo mamy swoje. Nie zamykamy się przed tym wszystkim co nieuchronne. Kiedyś i tak nadszedłby ten dzień, to jest pewien etap życia i tego się nie przeskoczy. Potworki, jak to pieszczotliwe nazywam moje dzieciaczki, potrzebują rozwoju, którego ja już nie jestem w stanie im zapewnić. Mają pragnienie zdobywania wiedzy, nowych umiejętności, nawiązywania kontaktów. 

Wyczekuję, aż wybije godzina czasu odbioru. Już niedługo. Dam znać o wrażeniach.