me and my family parenting cytatowo handmade kuchenne testy podróże

23 listopada 2015

Pierwsza klasa?

Staś do przedszkola poszedł jako 2 (i pół) latek-czyli wcześniej niż ustawa przewiduje, Julka już zgodnie z harmonogramem jako 3-letnia dziewuszka. Na początku w grupie byli razem. 2 lata temu, rok temu, jak ktoś mnie pytał, czy chciałabym ich puścić razem do szkoły do jednej klasy, czy może tak jak powinno być odpowiadałam, że nie wiem, że waham się, a poza tym do tego czasu wszystko zdąży się jeszcze parę razy zmienić. No i trach, przyszło.

 I teraz jestem w rozsypce-wiem, że jeszcze nic nie jest przesądzone, bo jak ostatecznie wszystko będzie wyglądać dowiem się za 10 dni, ale...Po pierwsze: Julka jest bystrą dziewczynką, czasem się nie słucha, ale jest bardzo pojętna, nie wątpię w to by miała sobie w szkole nie poradzić. Jednak z drugiej strony wiem, jak to było w zeszłym roku, gdy rozmawiałyśmy o szkole. Ona jest bardzo nieufna i nieśmiała (choć jak kogoś dobrze pozna to mu na głowę wejdzie), pójście do szkoły z samej nazwy było dla niej zbyt stresujące-dlatego do zerówki poszła jeszcze do przedszkola. Umówiłyśmy się, że pójdzie do szkoły, wtedy kiedy pójdą jej koleżanki, bo skoro ma to dać jej poczucie bezpieczeństwa to czemu nie. Teraz nie jest to już takie oczywiste.Po drugie: Nawet jeśli stwierdzę, że mi wygodniej by jeszcze pochodziła do zerówki w przedszkolu, bo to jest swoista forma wygody dla rodzica, to nie chcę by powtarzała ten sam materiał drugi raz. Nawet by go powtarzała drugi raz, ale inaczej. To byłaby forma uwsteczniania, a tego moje dziecko nie potrzebuje. Po trzecie: Czy za rok nie będzie tak, że między moimi dzieciakami nie wytworzy się 2-letnia dziura w systemie klasowym? Julka będzie w drugiej klasie, a Staś w zerówce? Mimo, że jest między nimi tylko rok różnicy?Ja na prawdę nie mam nic przeciwko edukacji w szkołach od 6 roku życia. Nie uważam też by było to odbieranie dzieciom dzieciństwa, dzieciństwo nie kończy się na przedszkolu... Tylko żeby program i kształt nauczania się zmienił. By z dziećmi pracowano w małych grupach, skuteczniej. Ale nie, zamiast tego planuje się zamykanie szkół w Gdyni. Porównuje się nasze dzieciaki z dzieciakami z zagranicy, słyszy się, że tam dzieci do szkoły od 4 roku życia i nikomu krzywda się nie dzieje, jednak wydaje mi się, że jest znaczna różnica w sposobie kształcenia. Z autopsji nie znam, a z tego co czytam i co słyszę. Kurcze pieczone, dzieciaki to nie króliki doświadczalne. A taka dowolność w wybieraniu czy puścić sześcio- czy siedmiolatka do pierwszej klasy to też nie jest metoda. No nic, w czwartek mam w przedszkolu zebranie w sprawie predyspozycji dzieci, może wtedy coś postanowię... Ekhm, postanowimy.

13 listopada 2015

DIY: gra planszowa

Pomysł stworzenia planszówki powstał w naszych głowach wczoraj. Co prawda mieliśmy się tym zająć wspólnie po przedszkolu/ pracy, ale jak wiadomo życie lubi płatać figle i Lula wstała z paskudnym kaszlem. Tasior poszedł do przedszkola, a my leczymy się domowymi sposobami.

Przysiadłyśmy z Lulą i zaczęłyśmy opracowywać plan. Gra planszowa powinna być o czymś, najlepiej o czymś co dzieciaki lubią najbardziej, a że każdy z nich ma inne zainteresowania tak powstały nam "Kucyki i Transformersy". Choć w zasadzie powinny to chyba być Transformery, tak byłoby bardziej po polsku?  Mniejsza. ;)

Rozrysowałyśmy plan gry. Wybacz za rozmazane zdjęcie.

Następnie, z dostępnych w domu środków plastycznych przygotowałyśmy:
-kredki, ołówek, klej, nożyczki i wyobraźnie,
-kolorowe pola do gry,
-postacie z bajek, które dzieciom będą przypominały o konkretnych zadaniach (oczywiście tusz się zawsze kończy kiedy jest potrzebny),
-plansze ze starej teczki na dokumenty, w domyśle miał być to brystol A3, nadałby się też karton (zwykłe kartki zbyt szybko mogłyby się zniszczyć).

Na naszej planszy narysowałyśmy ołówkiem linie - to nasza trasa. Wyznaczyłyśmy w których miejscach spotykać będą nas różne przygody. Ozdobiłyśmy plansze w scenki, które to pokrótce będą opowiadać o tym co nas spotyka. Następnie ponaklejałyśmy pola.

Kolejne rozmazane :/
Kilka zbliżeń:


Stając na polu przedstawiającym postać otrzymujesz konkretne zadanie. W naszym przypadku to:
1. ZECORA - Wpadłeś w trujące rośliny. Wyrzuć 2,4 lub 6, a znajdziesz potrzebne składniki do odtrutki dla Zecory. Jak się uda, przesuń się o jedno pole do przodu.
2. BUMBLEBEE - Znalazłeś zepsuty samochód, udało Ci się go naprawić. To Bumblebee! Podwozi Cię o 4 pola do przodu!
3. JETFIRE - Jetfire otworzył kosmiczny most. Przesuń pionek na pomarańczowe pole.
4. PINKIE PIE - Pinkie Pie zobaczyła olbrzymie babeczki i zupełnie straciła dla nich głowę! Tracisz kolejkę.
5. DISCORD - Och nie! Discord znów użył swej magii do psocenia! Zgubiłeś się i musisz iść przez ciemny las.
6. OPTIMUS PRIME - Optimus Prime prosi Cię o pomoc w pokonaniu Decepticonów. Zgadzasz się i tracisz kolejkę.
7. RAINBOW DASH - Rainbow Dash pomaga Ci ominąć wulkan, przesuwasz pionek na brązowe pole.
8. Wpadłeś w plamę oleju, cofasz się o 2 pola.

Proste, a ile przyjemności z tworzenia, kreatywnego myślenia. My tymczasem czekamy tylko na Tasiora i zaczynam grać. ;)

14 października 2015

Idź i zacznij być szczęśliwy!

Często się zdarza, że słyszę, że ludzie mi zazdroszczą. Nie ukrywam, że miło to słyszeć, ale nie wiem czego można mi zazdrościć. To znaczy niby wiem, ale nie rozumiem...

Pomimo tego, że los czasem rzuca nam kłody pod nogi, to i tak każdy z nas jest jego panem. Zawsze jest wybór: albo się szykujesz i czekaż na to, aż kłoda Cię przewróci, albo próbujesz stawić jej czoła. Na pewno istnieje jeszcze cała paleta innych rozwiązań, jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia. Zazwyczaj jest tak, że ograniczamy się sami. Przez lenistwo, brak komunikacji, nie wiarę w siebie... Prawda, że żadko kiedy jest tak, że to czynniki kompletnie niezależne od nas komplikują nam życie? To siedzi w nas.

Stawiaj sobie cele i do nich dąż. Walcz ze swoimi słabościami, jeśli Ci przeszkadzają. Jeśli zazdrościsz czegoś innym, zacznij wcielać to w swoje życie. Jeśli coś Ci się marzy to z każdym dniem próbuj robić coś co Cię do tego przybliży, każdą swą decyzję próbuj podejmować z myślą o celu. Nie wszystko da się osiągnąć od razu. Jasne, że nie. Zacznij rozmawiać, naucz się rozmawiać, naucz się słuchać. Dużo konflikótw jakie tworzą się między ludźmi wynika z tego, że nie potrafią się porozumieć. Czasem wystarczy wyobrazić sobie, że jest się kimś innym. Postarać się zrozumieć jego postępowanie, co wpływa na jego decyzje. Dostrzec, czy my jesteśmy tacy zupełnie okej wobec niego. Przestać myśleć tylko o sobie.

Jeśli chcesz podróżować to wsiądź do pociągu byle jakiego i jedź. To nie takie łatwe? Bo co? Bo kasa? Bo czas? Bo gdzie? Ja też kiedyś zazdrościłam i nic z tym nie robiłam, mój rejon wydawał mi się taki nieatrakcyjny. Tymczasem zobacz w ilu miejscach już byłam...
Powinno się powiększyć po kliknięciu w obrazek
Nie masz samochodu? Wsiądź na rower. Jedź komunikacją miejską. Nawet na stopa. Większość tych wszystkich naszych wycieczek odbyła się bez jakiś większych dodatkowych kosztów. Auto tankujemy raz na jakiś czas, jeździmy nim tylko w weekendy, bo szkoda wachy na dojazdy do pracy. Pakujemy w plecak kilka bułek, jakieś chrupaski, termos z herbatą dla dzieciaków, a w kubi termiczne wlewamy kawę. Pomysł na wycieczkę, też zreguły tworzy się w piątek po południu, lub w sobotę rano. Jest masa portali internetowych, na których można zawsze znaleźć coś dla siebie. A czas... Nikt z nas nie ma go za wiele. Dlatego ja naprzykład preferuję robienie porządków domowych po pracy. Jestem zrąbana jak koń po westernie, a i owszem, ale później wiem, że weekend mam tylko dla rodziny. 100% czasu. 

To nie tyczy się tylko podróży, zaczęłam od tego, bo to taki mój mały konik. Po prostu jesli chcesz coś robić to po prostu przestań szukać przeszkód i zacznij to robić. Chcesz schudnąć? Zacznij od diety i prostych ćwiczeń. Chcesz jeździć konno? Zapytaj w pobliskich stadnianch czy nie potrzebują pomocy przy koniach, często bowiem bywa, że w zamian za pomoc można pojeździć na koniu. Chcesz by żona była dla Ciebie lepsza? Stań się lepszym mężem. Po prostu zacznij coś robić! Nie bój się zadawać pytań pasjonatom. Nie bój się dzielić z innym swoimi pasajmi. A teraz już idź i zacznij być szczęśliwym. ;)

PS. I zacznij unikać toksycznych ludzi. ;)

13 października 2015

Podróże: Bauska, Pałac w Rundale

Po wizycie na górze krzyży, braku pola namiotowego tam, gdzie teoretycznie powinno być, ruszyliśmy w dalszą trasę, w nadziei, że znajdziemy odpowiednie miejsce na nocleg. Ani się obejrzeliśmy, a przekroczyliśmy granicę Litwy i wjechaliśmy na terytorium Łotwy, gdzie przywitała nas tęcza. Taka ciekawostka dla kierowców, to fakt, że Łotysze wszyscy jak jeden mąż jeżdżą samochodami nie w wydzielonych pasach, a po poboczu. Środek drogi zostawia się wolny. Nie, tu nie chodzi o to, że puszczają szybkich i wściekłych - po prostu tak jeżdżą. 


W Bausce udało nam się zakwaterować na pokojach. Dostaliśmy do swojej dyspozycji mieszkanko z dwoma pokojami dwuosobowymi i łazienką. Kuchnia była na dole i była dostępna dla wszystkich. A jak się odpowiednio stanęło to i wi-fi się złapało. Jedna noc kosztowała 45 € za całą naszą czwórkę. 

05 października 2015

Ludzie są absurdalni

Obserwuję moich najbliższych ludzi, którzy powinni mi być najbliżsi i mam wrażenie, że zaraz wyskoczy skądś jakiś koleś i krzyknie, że jestem w ukrytej kamerze. Czekam, ale on wciąż nie wyskakuje. Nie wiem, dlaczego jestem wplątana w rzeczy z którymi nie mam nic wspólnego. A to co się dzieje, co słyszę jest jakieś totalnie absurdalne. Ludzie są absurdalni. Nie da się nawet tego logicznie wytłumaczyć.


Wrócę do pisania jak choć część rzeczy przestanie mnie trapić. Albo jak to sobie poukładam to wszystko. Albo jak spirala absurdów przestanie się ruszać.

12 sierpnia 2015

Podróże: Szadów, Góra krzyży

Kontynuując to co nie zapisane z wczoraj. ;)
Połowicznie przemoczeni władowaliśmy się do samochodu, odpaliliśmy bajkę na tablecie, bo u milusińskich włączyło się marudztwo, a drogi przed nami było i trochę. Pogoda za oknem również zrobiła się jakaś marudna.

Szadów
Zastanawialiśmy się nad noclegiem w tym miejscu, ale sprawa nie była taka prosta. Niestety Pani w recepcji nie mówiła zbyt dobrze po angielsku i chyba nie było miejsc. Mimo to dobrze było zatrzymać się w tym miejscu i pomyśleć co dalej. U nas w kraju takich wiatraków-moteli nigdy nie widziałam, a to takie fajne miejsce by przycupnąć na chwilę...
Zabytkowy wiatrak w Szadowie
Dzieciaki miały chwilę na pląsy na placu zabaw, a my zbadaliśmy mapę. Głównie S., bo mi z czytania map najlepiej jednak ich trzymanie wychodzi. ;)

11 sierpnia 2015

Podróże: Troki, zamek na wyspie

S. zarzucił mi, że w poprzednim wpisie zabrakło mojej opinii, muszę mu przyznać rację. Nie będę już wpisu edytować, jeżeli chcesz wiedzieć więcej po prostu zapytaj. ;) Obiecuję poprawę, a na koniec zrobię ogólne podsumowanie.

Następnego dnia ruszyliśmy dalej w głąb Litwy.


07 sierpnia 2015

Podróże: Litwa - Gruto Park, Wilno

Pierwsze klika dni i ostatni dzień naszej zagranicznej części urlopu spędziliśmy na Litwie.
Pierwszym punktem programu był Gruto Parkas. 

O miejscach w Polsce opowiem innym razem

Park Gruto
Pewien bogacz litewski w momencie obalania na Litwie pomników postawionych na cześć sowieckich osobistości zaczął je wszystkie zwozić w jedno miejsce, tak powstał swoisty skansen komunizmu. Na pewno dla wielu istnienie tego rodzaju parku etnograficznego jest dość kontrowersyjne, jednak wprowadza wartość edukacyjną, a ilość zebranych „pamiątek” ukazuje stopień propagandy-trzeba pamiętać, że nie wszystkie pomniki przetrwały. 

28 lipca 2015

Organizowanie się na urlop

Wróciliśmy z urlopu. Czy coś przywieźliśmy? A przywieźliśmy. Wór wspomnień, prawie 2 tysiące zdjęć, zestaw map i mapeczek, kilka rad i spostrzeżeń. Nie wiem czemu, ale w poprzednim wpisie nie wspomniałam gdzie się wybieraliśmy, a wybieraliśmy się na Litwę, Łotwę i Estonię. Wielu znajomych słysząc o naszych planach na wakacje dziwiło się na taki wybór miejsca. No, ale nas nie kręcą Francje i inne elegancje. Każdy lubi co innego. :)

Nie wiem czy zmieszczę się ze wszystkim w jednym poście. To znaczy ja się zmieszczę, to Tobie nie będzie chciało się czytać, a mnie pewnie po jakimś czasie pisać, więc będzie na raty.


17 lipca 2015

urlopuję się


Walizy spakowane, złotówki na Euro zamienione, królik wyprowadzony, urlop czas zacząć! Na początek mazury, a potem dalej w świat, dla każdego z rodzinki coś dobrego. Punktów wycieczki mamy około 25. Na pewno coś dojdzie, na pewno coś odpadnie, chociażby ryskie muzeum motoryzacyjne, bo z tego co udało mi się wyczytać między wierszami jest w przebudowie. Plan nie jest zaklepany na sztywno. Dużo zależy od pogody, naszych chęci. Mam nadzieję, na spisanie pięknego podróżnego posta, gdy wrócę. Cya!

19 czerwca 2015

Kto je złapał?

Ranek, łazienka, chwila przed wyjściem do codziennych obowiązków. Wchodzi Tasior i przygląda się mojemu pindrzeniu.
-Mama, a to są farbki?
-Nie, to są cienie.
Chwila namysłu...
-Mama, a kto je złapał?
W życiu nie wpadłabym na takie powiązanie, ale uśmiech na twarzy się pojawił.


25 maja 2015

Podróże: wydmy

Wybierając się nad polskie morze zawsze warto wybrać się na wydmy. Przeznaczyć sobie na to cały dzień i najlepiej nie jechać z przypadku, tak jak to zrobiliśmy my...














03 maja 2015

Podróże: Osada Sławutowo

Kontynuując wpisy turystyczne dziś trochę bardziej na bieżąco, bo z pierwszego dnia jakże krótkiej majówki. W poprzednim wpisie obiecywałam, że będę robić zdjęcia aparatem, a nie telefonem, ale niestety, aparat się popsuł. Złośliwość rzeczy martwych.

Tym razem udaliśmy się do osady w Sławutowie.


30 kwietnia 2015

Podróże: Groty mechowskie

Długo się zastanawiałam od czego by zacząć mój nowy dział i im dłużej się zastanawiam, tym bardziej nie wiem, więc zacznę losowo. Google mapy są przydatne, zwłaszcza możliwość zaznaczenia punktów w formie gwiazdek. Pewnie trochę czasu minie zanim oznaczę wszystkie punkty w których już byliśmy... Mam nadzieję na robienie tego przy okazji kolejnych wpisów, a już patrząc na mapę widzę kilka miejsc, które mogłabym oznaczyć. Do sedna!











.

27 kwietnia 2015

Porządki, zmiany i dodatki

Wiosna przyszła, czas na porządki, nawet, te blogowe. Tak więc kolejna lekka kosmetyka bloga i nowy dział, a wszystko za namową S. Lubię podróże i lubię ptaków śpiew, zielone wzgórze i morskiej wody... Mam kilka pasji, często zamieniają się miejscami w swej topce, ale do wszystkich powracam. Jednak to co mnie najbardziej jara to odkrywanie nowych miejsc i wracanie do najciekawszych. Chętnie krzątam się po opuszczonych miejscach, jednak ze względu na dzieciaki odkładam tę pasję na boczek i zwiedzam aktywnie. A jak to z dzieciakami bywa, czasem bardziej przebiegam przez jakieś miejsca, niż poświęcam się długim zwiedzaniem. Każdy z nas ma inne zainteresowania, ja staram się je przeplatać, tak by każdy był zadowolony. Nie raz, nie dwa bywało tak, że wstawałam rano i spontanicznie wybierałam miejsce wycieczki. Wiadomo, że często zależało to od aktualnej zasobności portfela, ale nie wszystkie atrakcje muszą być kosztowne! Serio. Czasem wystarcza odrobina chęci. Dział travel będzie zajmował się naszymi podróżami, podpowiem gdzie warto, czy warto i na jakie wydatki trzeba się nastawiać. Dzisiaj jeszcze nie pokuszę się na dodanie pierwszych not, ale już wkrótce możesz się spodziewać. Będzie rzetelnie, ale z mojej perspektywy.
Do przeczytania niebawem. ;)

16 kwietnia 2015

Z cyklu, codzienne nieogary Viv

Oglądam sobie blaszki do paznokci, przydałyby się jakieś nowe. I czytam eSowi tytuł aukcji
"płytki blaszki do stemplowania paznoki hehe tanio kokietka". S. w śmiech, nie ukrywam, że i ja się uśmiechnęłam. I mówię mu, że to hehe to nazwa firmy. Pffytnął z rozbawieniem. No nazwa niczego sobie, bardzo fantazyjna. ;)

Przypomniałam sobie, że N. chciała zamawiać coś z zeberki, jakieś kosmetyki, ale zapomniałam nazwy strony. No to wpisuję zeberka sklep (klik!)... No nie, raczej nie chodziło jej o włóczkę.


Dzisiaj słucham:

16 marca 2015

Taki wpis, to nie wpis.

Mmm... Jaka jestem fantastyczna. Zrobiłam porządek w zdjęciach na google dysku i zepsułam tym samym ich wyświetlanie na blogu. Ale mądry Polak po szkodzie. Wybacz, ale nie będę tego naprawiać, bo mnie prawdopodobnie, z moją anielską cierpliwością, krew zaleje.

05 marca 2015

Soundtracki wodzą na pokuszenie

Hmm... Poraz kolejny muzyka podłożona pod trailer, soundtrack wodzi mnie za nos. Słyszałam jak po cichu wyśpiewywała do mnie "kuszę Cię, kuszę" i wpadłam w jej sidła i dałam się ponieść.
Już raz tak było. Przy okazji piosenki Kongos - come with me now, znasz, na pewno znasz bo to radiowe. A że ta piosenka była podkładana do trailera Holy Motors, to się skusiłam. I no niestety...


Nie oglądaj, nawet nie próbuj. To sztuka wyższa i jeśli nie masz się za bohemę, nie jesteś silnie uzależniony od substancji psychotropowych to nie ogarniesz. Nawet ja, miłośniczka kiczu, nie dałam rady. Za wiele artyzmu w artyźmie.
Przejdźmy do meritum. Oczywistym jest, że książka zawsze jest lepsza od filmu (ale zawsze dobrze o tym wspomnieć). I tak przeczytałam pierwszą część, drugą... Za trzecią zaraz się wezmę. 50 twa...



A nie, bo i ja się wypowiem. Książka jak książka, typowe romansidło dla kobietek, no wiesz, ona-przeciętna, niczym nie wyróżniająca się babeczka, on-majestatycznie bogaty, przystojny mężczyzna ze skrzywioną psychiką. I miłość niczym w Pięknej i bestii. No tak, ale do tego kapelusza wrzucono jeszcze sceny erotyczne. Zacytuję tweeta Mihaszka (obserwowałam go zanim jeszcze zaczął być modny :P).


50 odcieni szarości zdecydowanie należy już do tego gatunku, który albo dzieli, albo łączy. Prawie jak złoto-biała niebiesko-czarna sukienka. Ja cieszę się, że nie kazałam tego oglądać mojemu S. Najpierw nie chciałam sama, ale korzystając z choroby obejrzałam sobie... Nie wiem czy nie czytając książki byłby w stanie cokolwiek zrozumieć, ja sama miałam z tym problem. Sceny jakby pourywane, z dupy wzięte i nie ukazujące tego co powinny. Akcja toczyła się jakby za szybko, aktorzy też nie pasowali zbytnio do tych ról... No nie, ja jestem na nie... Dodam jeszcze, że nie dałam rady tego obejrzeć w całości na raz. Podchodziłam do tego filmu 4 razy. 4 RAZY!
A soundtrack taki piękny, tak porwał mą mroczną duszę. ;(
A ta wersja Crazy in love, po prostu uwielbiam! A oryginału tak bardzo nie znoszę...

02 marca 2015

laryngolog part. 2

Wczoraj był wpis o laryngologu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wstęp do dzisiejszych moich zmagań. Zatkało mi się ucho. Prawe.
W pracy to było nawet całkiem wygodne, takie niedosłyszenie. Byłam jakaś taka bardziej szczęśliwa, spokojniejsza... ;) Tylko trochę mi błędnik wariował. W zasadzie jakby ktoś nagrywał to co wyrabiałam by pozbyć się tego "cudu" poprzez rady moich koleżanek na pewno byłoby w topce filmików WTF na you tube. Skakanie z głową przechyloną na bok, odkręcanie ślimaka (to nawet moje pojęcie przeszło), wydmuchiwanie powietrza uszami (no dobra zmiana ciśnienia), zatykanie nosa i głośne wypowiadanie imienia Karol, jak nie pomogło miałam do tego przeklinać (spierdalaj Karol też nie pomogło). Tak więc obaliłam chyba wszystkie mity w ciągu jednego dnia.
Teściowa dała mi jakieś magiczne kropelki i póki co słyszę. ;) Zobaczymy rano... A jeśli to nie pomoże to wtedy laryngolog. Na szczęście nie boli.

01 marca 2015

idź do laryngologa!

Taka sytuacja: dzieciaki oglądają bajkę. Julka się wdrapuje na mnie, Staś się przesuwa, zasłaniając tym samym sobą ekran. Julka w reakcji krzyczy: 
-Staś nic nie widzę! 
-To idź do laryngologa! - odkrzykuje jej Staś... 

Kurtyna.

09 lutego 2015

Gdy opadają ręce

-Julka, opadają mi ręce (w zamyśle, że na sprzątanie).
-Daj ja Ci je porozciągam.
Porozciągała i co? I wymówek już nie mam.


05 lutego 2015

Czas na odwyk?

Teściowa chce mnie wysłać na odwyk. Nie żebym była uzależniona od jakiś substancji psychotropowych, odurzających czy alkoholu, nie… Panią matkę martwią zapachy wydobywające się z mojego pokoju głównie w porach nocnych. Mmm, w porach nocnych. Co to za zapachy? A takie tam, formaldehyd, octan etylu, octan butylu, alkohol izopropylowy, czasem, choć rzadziej aceton i inne. Nie, nie mam fascynującego hobby, nie, nie jestem chemikiem. Wszystko co wymieniłam to rozpuszczalniki używane w lakierach do paznokci. Jedne bardziej szkodliwe, inne mniej, mimo to nie w takim stężeniu. Zdobienie paznokci bardzo mnie odpręża, choć często koncepcja mi się zmienia w trakcie malowania. A i same paznokcie nie zawsze chcą współpracować.
Kolekcję lakierów mam już dość całkiem pokaźną, choć i w niej swoich ulubieńców. Czasem Lula jak ma okazję mi towarzyszyć przy malowaniu układa je kolorystycznie. Przez użytkowników instagrama zaczęłam już całkiem wydziwiać, niektóre babeczki udostępniają tak ciekawe stylizacje pazurów, że z zazdrości musiałam zaopatrzyć się w inne przybory do zdobień. Przez to też poszerzam swoją wiedzę na temat jak, co i z czym.
Dowiedziałam się o czymś takim jak water marble, na co sama zdecydowanie bym nie wpadła.  No bo jak to tak, wylewać lakier do wody? Jeżeli nie wiecie co to, to polecam wpisać sobie na youtube. I próbować! :D Jak ze wszystkim, wychodzi z każdą próbą lepiej! A do chronienia skórek przed niechcianym lakierem, polecam klej wikol. Z nim wychodzi najlepiej.
Zaczęłam cieniować paznokcie za pomocą gąbeczki, i choć towarzystwo paznokciowe zazwyczaj poleca zmywak kuchenny, ja zaopatrzyłam się w gąbkę tapicerską w ciastoramie. No dobra, zostało mi trochę po stroju karnawałowym Tasiora, szczegóły.
Kolekcjonuję już płytki do stempelków, ale sam stempel muszę wymienić, bo ten który po przeszukaniu drogerii w trójmieście dorwałam jest po prostu słaby. Niedogadujemy się. Bywa.
Naklejek, brokatów nawet nie liczę.
Najnowszą nowością (ale napisałam) w moim romansie ze zdobnictwem paznokci jest folia transferowa. Póki co, jak komuś wspominam raczej wybałusza oczy niż wie o czym mówię. Nawet szaleńczo biegając po drogeriach w poszukiwaniu kleju przeznaczonego do tej folii uśmiechnięta ekspedientka służąca pomocą i chętna do pomocy, na zadane przeze mnie pytanie dotyczące tego produktu wyglądała mniej więcej jak na tym memie po prawej. ->
 Jej błąd, sama zapytała czy może pomóc. ;)

Trochę samochwalstwa:

Pierwszy raz z folią transferową. Na prawdę ciężki pierwszy raz. Dobrze jest tą folię trochę zmoczyć z matowej strony, lepiej się wówczas przyczepia do paznokcia. Ja muszę popracować nad lepszym dociskiem, pamiętać aby nie nakładać białej bazy pod ciemną folię i zadbać lepiej o skórki! Ale pasuje do spodni! :P


Jeszcze w kanciastych pazurach. Matko, nie mam takich żółtych palców. Serio...


Wariacje panterkowe. Tak, mam fizia. 


Zaczynam się martwić o moje palce... O_o

Tu już widać, że pomału rezygnuję z kwadratury paznokcia...

...i przekonuję się do tej wersji. 

Dlaczego prostokątny pazur zapytasz, ze względu na kruchość tkanki. Zbyt często mi się łamią. Odkąd maluję systematycznie, odżywki te sprawy, jest zdecydowana poprawa. Może jeszcze wyjdę na ludzi. ;)



23 stycznia 2015

Gloryfikacje kontra frustracje

Wiesz co, w tygodniu nie za bardzo mam czas na zastanawianie się nad tym co udostępniają ludzie na mediach społecznościowych. Po prostu praca to nie miejsce na to, po pracy każdy ma swoje obowiązki, a gdy przychodzi czas, gdy można by było się za to zabrać, ja się odmóżdżam. ;) Jak się okazuje coś co mnie przed chwilą zbulwersowało i o czym to ja Ci chciałam opowiedzieć ma miejsce w życiu. Do tego stopnia, że ja zgubiłam wątek, i tłumię w sobie gniew. Bez kija nie podchodź. Myślałam, że mam chwilę dla siebie. Otworzyłam laptopa, Tasior chory, trochę przespaliśmy wyjście babci i tym o to sposobem Lula została w domu. Dzieci się bawią, nie muszę na nie patrzeć, więc mam chwilę dla siebie. Aham... Żyłam w błędzie.
Tuż po zalogowaniu się tu, wpadła zgraja do mnie do pokoju, nie patrząc czy królik biega, czy nie, czy łamią mi kark czy nie, no bawią się przecież! A to, że przy tym wydają z siebie nieprzyjemne dla uszu dźwięki, to co to ich tam... Jedno ucieka przed drugim, wskakuje za mnie, drugie z rozpędu wbiega na kanapę, gdzieś na tej kanapie pałęta się królik i rzucam, nie, STARAM SIĘ wtrącić zdanie, że uwaga na królika bo kogoś zaraz ugryzie (jak to grzonie w stresie) i co? I gryzie mnie! Gniew wylewa mi się z każdego otworu ciała, szkoda, że nie jest w stanie ciekłym, bo może by parzył. Taką bym miała warstwę ochronną. Wrzasnęłam, w reakcji obronnej, zresztą co się będę tłumaczyć. Myślę, że czasem moja mimika twarzy daje dzieciakom dość mocny sygnał, że przeginają i jakoś tak same znikają mi z oczu.

Idę po kawę. Teraz to na pewno będę miała chwilę dla siebie.

Wytwarza nam się nowy nurt matek. Matek, które pod przykrywką dowcipnych wpisów, czy też filmików wylewają swe frustracje. Jedni stwierdzą, że to dystans do siebie, drudzy, że to co mówią jest okrutne. Prawda zapewne leży gdzieś po środku... Z każdą chwilą mam wrażenie, że jest ich co raz więcej, tak jak i tych które absolutnie nie przyjmują do wiadomości, że jednym jest ciężko i za wszelką cenę próbują wszystkim wmówić, że macierzyństwo ma same plusy i jak ktoś w ogóle śmie mówić, że jest inaczej. Z drugiej strony to może wcześniej tego nie dostrzegałam? Tej wojny między nacją ruchu matek wkurwionych, a nacją matek wypierających wszelkie zło ze świadomości w swym życiu. Jedne siedzą i marudzą, a że to się wyspać nie mogą, bo dziecko późno zasypia i wcześnie wstają. A że znajomych tracą, bo gdy ci idą na imprezę to one dopiero mają chwilę na odpoczynek. Czasu dla siebie nie mają, w kółko się innym poświęcają. Przykłady można mnożyć. Absolutnie nie twierdzę, że tak nie jest. Jest, jest. Macierzyństwo jest pełne wyrzeczeń, ale co nie jest? Nie można też się upierać przy tym, że wszystko w macierzyństwie jest piękne. Pierwsze obsikanie przez dziecko przy zmianie pieluchy może wydawać się zabawne, bo jest pierwsze, bo ojej ale poleciało, bo jakoś łatwiej wybaczyć to nieświadomemu dziecku. Jednak jak po pół roku przewijania, ono wciąż cię obsikuje za każdym razem, to gdzieś ta świetność tego czynu zanika, prawda? Nie ma po co tak gloryfikować macierzyństwa. Są plusy, są i minusy.

Dla mnie najlepszym wynagrodzeniem za trud macierzyństwa jest uśmiech moich dzieci, chwile, gdy widzę, że cała moja energia nie poszła na marne, gdy przyjdą, przytulą i powiedzą kocham... Wtedy reszta się jakoś nie liczy.

Źródło: tu.


14 stycznia 2015

Niech żyje bal!

Przedszkolny bal karnawałowy za nami. Był dziki szał z przygotowaniem kostiumów, dzieci wymagania wielkie, a czas ograniczony. Chciałabym pójść na łatwiznę, kupić coś gotowego, ale... Ale odczuwałabym jakiś niedosyt. Trochę mnie wczoraj naszła refleksja, czy przez samodziele wykonanie kostiumy nie wychodzimy na jakiś patologów czy innych biedaków. I jak inne dzieciaki odbiorą moje własne... Z doświadczenia wiem, że dzieci potrafią być strasznie krytyczne. Na balu wszyscy praktycznie paradowali w kupnych strojach. Brak czasu? Brak kreatywności? Wygoda? Czy też może trafienie odpowiedniego stroju? To nie o to chodziło, że nas nie stać na kupno stroju, czy wypożyczenie. Szczerze mówiąc to chyba więcej wydałam na wszystkie potrzebne półprodukty niż wydałabym na stroje... Dokupowałam brakującą odzież, farby do malowania tkanin, brokat do tkanin, szablon pod maskę, wełnę, kleje nie kleje, cuda na kiju. Chciałam sobie nawet trochę ułatwić życie i znaleźć dla Tasiora maskę transformersa. Liczyłam się z tym, że gdybym zamówiła przez internet mogłaby nie dojść na czas, ale miałam też przez to wyrobione jakieś rozeznanie cenowe, choć wtedy nie wiedziałam, że mnie tak zszokuje różnica. Przebiegłam całe moje piękne miasto, zwiedziłam masę sklepów z zabawkami i znalazłam jedną. Bez fajerwerków. Kawałek plastiku. Nawet nie miała dołączonych elementów dźwiękowo-zapewne-wkurzających, tak ja te z allegro. Mimo desperacji, mimo wizji ułatwienia życia, resztki rozsądku trzymały mnie w pionie, choć cena prawie zwaliła z nóg. Stówa za maskę? Serio? Ja rozumiem marże, utrzymanie i inne takie, ale za maskę? Plastikową? Jakiego bzika by mój syn nie miał, to ja mu za tę kwotę wolę kupić transformersa do zabawy niż samą maskę. Która i tak pewnie by gdzieś pękła. Drobinek złota w niej nie widziałam. W kwestii czegoś innego co mogłoby mi ułatwić życie w wykonywaniu stroju też było kiepsko. Które dziecko w wieku przedszkolnym ma pojęcie o Zorro? Albo o Power Rangers? Zastanawiałam się długo czy sklepy przespały informację o tym, że jest karnawał... Marny wybór. Chyba, że dzieciom teraz wszystko jedno. A moje to mają jakieś wymagania wygórowane. Tasior jak się już pewnie domyśliłeś chciał być transformersem, konkretniej Bumblebee, Lula zaś Pinkie Pie z MLP:Equestria Girls. Oczywiście ja jestem perfekcjonistką, rzadko kiedy zadowala mnie to co zrobiłam. Jakbym miała więcej czasu, zrobiłabym to lepiej. Choć pod uwagę też musiałam brać niedelikatność Tasiora i rozbrykaność Luli. Najważniejsze jest to, że spełniłam ich oczekiwania. I tak jak Lula nigdy do zdjęć się nie usmiecha, nie gdy mówisz "czekaj zrobię Ci zdjęcie" to tym razem uśmiech jest na prawdę przeuroczy. Upierdziałam się z tymi strojami. Serio. W przyszłym roku zacznę szybciej. Może zacznę już? ;)
A Tasior... Tasior mi już zapowiedział, że w przyszłym roku chce być Optimusem Primem...
Nie, to na prawdę nie jest słodki diabełek i futbolista.

06 stycznia 2015

Polak, Węgier dwa bratanki, i do szabli, i do... langosza?

Czy opowiadałam Ci kiedyś o langoszach? Chyba nie, bo nie przypominam sobie. Langosz jest ciastem podawanym z masłem/sosem czosnkowym, posypanym serem. Bardzo popularna potrawa na Węgrzech, Słowacji i w Czechach, tam występuje z taką częstotliwością co u nas zapiekanka. Swoją drogą, czy wiesz, że zapiekanka to typowo polski wymysł? 
S. wypatrzył zdjęcie langoszy na jednym z polsko-węgierskich fanpejdży, zrobił minkę jak kot ze Shreka, więc nie pozostało nic innego jak je zrobić. Choc tym razem przemogliśmy się i spróbowaliśmy opcji z ziemniakiem. A powiem Ci, że na jaki przepis byś nie trafił, zawsze pod nim toczy się wojna o owego ziemniaka. Czy w tradycyjnym przepisie jest, czy go nie ma. 
 

Składniki:
30 g drożdży
400 ml ciepłego mleka
2 ziemniaki
500 g mąki do ciasta
jakieś 100 g mąki do podsypywania
3 łyżeczki oliwy
1 łyżeczka cukru
1/5 kostki masła
czosnek
koperek
200 g podsmażonych pokrojonych pieczarek
300 g tartego żółtego sera 
sól
olej do głębokiego smażenia



Sposób przygotowania:
Obieramy dwa ziemniaki, trzemy na tarce na małym oczku. Drożdże wrzucamy do 100 ml ciepłego mleka, rozpuszczamy, odstawiamy na około 10 minut. W tym czasie do miski wsypujemy 500 g mąki, dodajemy łyżkę cukru, oliwę, pół łyżeczki soli. Wlewamy rozpuszczone drożdże, dodajemy starte ziemniaki. Delikatnie mieszając/klepiąc/głaszcząc (brak mi odpowiedniego słowa) ciasto dodajemy pozostałą część ciepłego mleka. Posypujemy trochę mąką i odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę. Po godzinie posypujemy stolnicę mąką, wyrzucamy ciasto z michy i wyrabiamy je podsypując mąką, aż nie przestanie się kleić do paluchów. Z wyrobionego ciasta odrywamy po kawałku i formujemy placki. Na patalnię wylewamy sporą ilość oleju, w końcu nasze langosze potrzebują głębokiego smażenia. Smażymy z dwóch stron. Czas na masło.
1/5 kostki masła rozpuszczamy, dodajemy 2 ząbki czosnku wyciśnięte przez praskę i odrobinę koperku. 

Usmażonego langosza smarujemy masłem czosnkowym, dodajemy pieczarki, posypujemy serem. No i smacznego!

Przepis ten nakarmi jakieś 5-6 osób. 
Nam osobiście przepis z ziemniakiem bardziej podpasował niż wcześniej próbowane bez ziemniaka. Bardziej smakiem przypominał langosza, którego jedliśmy na Słowacji. Zabrakło tylko Kofoli... Ale Kofola była pół roku temu, tylko, że w tedy, bez langosza. ;( Ojoj. ;(

05 stycznia 2015

True know?

Może nie z dziecięcych tekścików, ale takich między nami dorosłymi...

-To mówisz, że maszt runął?
-Jakie true-know, ja bym chciał mieć know-how...
 Mów do S. jak o czymś myśli... Całe szczęście, że myślał o realizacji moich marzeń <3

04 stycznia 2015

Hop 2015

Cześć w 2015 roku!
Szampańska zabawa była? Obalałe stópki od tańczenia były? A kac morderca bez serca? Mówi się że jaki skok w Nowy Rok to taki cały rok... No to ja podziękuję. Odstąpię od tej tradycji, bo pierwszy dzień stycznia spędziłam na kanapie, pod kocem, z wielką niechęcią do życia. Może dobrze, że jakoś szybko mi zleciało. 

Czas na podsumowania!
Z zeszłorocznych postanowień noworocznych (ale to brzmi) miałam jedno, przetrwać. Udało się, nie zaprzeczam, gratuluję więc sobie, sobie i jeszcze raz sobie.

Co z tym rokiem? Kilka postanowień składam na swe barki. A tak. Na me barki umęczone ciężką pracą. 
Przedewszystkim marzenia się nie spełniają. Same się nie spełniają, trzeba im dopomóc. Aktywnie działam już by wszystkie decyzje jakie podejmuje szły w tym kierunku. I nawet po trupach do celu. ;) Marzeniem moim nie podzielę się na forum, jeszcze nie teraz. Najbliżsi mi wiedzą co mi się marzy, wspierają. Dziękuję. ;*
Oprócz tego zarzucam wszelkie działania utrzymujące przy mnie znajomych. Nie potrzebna mi cała rzesza. Zdecydowanie za często wyciągałam rękę i mi na nią pluto. Więc jaki to ma sens? Wiem, że jak komuś zależy na znajomości to każdy potrafi gębę otworzyć. Nigdy nie odwróciłam się do nikogo plecami, nigdy nie wymyślam żadnych wymówek, nigdy nie ściemniam, zawsze jak trzeba to jestem. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Oprócz tego, że jestem za miękka i za dobre serducho mam. ;)