Stoję z szyciowymi projektami, bo teściowa nie ma weny na ściegi. Ja jej maszyny do szycia nie chcę ruszać, bo boję się, że zepsuję, a swojej jeszcze się nie dorobiłam.
Stoję z postami, bo nie mam weny na pisanie, choć dużo się ostatnio dzieje.
Drugi dzień obżeramy się gołąbkami. Czemu ten sosik wychodzi zawsze taki pyszny, aż diety moich mężczyzn szlag trafia.
Pokrótce napiszę, że byliśmy dziś na sopockim hipodromie. Tasior z koników to najbardziej lubi jednak auta. Julka zafascynowana tymi jakże pięknymi zwierzętami. Miała trochę focha, że nie mogła pojeździć. Na szczęście zaprzyjaźniona Pani W. obiecała, że nas na patatajanie zabierze jak będzie cieplej - trochę dziś wymarzliśmy.
Wrzuciłabym jakieś fotki, ale Pan Fotograf lichy, większość rozmazana.
27 kwietnia 2013
23 kwietnia 2013
Błędy wychowawcze
Przeczytałam sobie właśnie taki tam artykuł Naczęstsze błędy wychowawcze i postanowiłam się z nim zmierzyć. A co tam, lubię sobie stawiać wyzwania.
"Brak konsekwencji powoduje dezorientację
Jeśli rodzic czegoś zabroni, to pod żadnym pozorem nie powinien zmieniać swego zdania i ulegać presji dziecka. — Jeśli raz ulegniemy, malec zacznie to wykorzystywać. Warto dziecku stanowczo, ale ze spokojem podać powody dla których czegoś zabraniamy — radzi psycholog. Trzymanie się przez mamę i tatę zasad przez siebie wprowadzonych jest dobre głównie dla dziecka. — To my, rodzice, objaśniamy dziecku świat, uczymy co jest dobre a co złe, uczymy żyć w społeczeństwie. Przecież już w przedszkolu dziecko będzie musiało umieć być z innymi — mówi psycholog. Tylko kiedy jesteśmy konsekwentni, dziecko szybko uczy się zasad i czuje się bezpiecznie: wie czego się spodziewać w danej sytuacji i co się od niego wymaga. — W przeciwnym razie malec jest zdezorientowany, bo to samo jego zachowanie spotyka się z różnymi reakcjami. Poza tym, gdy postępujemy konsekwentnie, unikamy przekomarzania się i nerwowych sytuacji — zauważa Marzena Konopko-Powałka."
Zgadza się. Reguły ustalamy wspólnie z S. Trzymamy się ich zazwyczaj. Jeżeli jakaś reguła wymaga zmiany, konsultuję się z mym lubym. Ja trochę przegrywam z uporczywym Tasiorka przybieganiem do lodówki, ale staram się kontrolować czas w jakim je. Nie zawsze mu pozwolę, często wymyślę coś co odwórci jego uwagę.
I przede wszystkim nie ma czegoś takiego, że dziadkowie pozwalają bez mojej czy taty wiedzy. Nie. Teściowa zawsze chcąc dać dzieciom jogurt mówi "zapytaj mamy czy możesz". Za to jej chwała.
"Surowy chów rodzi bunt
Nie należy wymagać od dziecka bezwzględnej dyscypliny i posłuszeństwa. Rozkazywanie, żądanie wykonania zadań, ciągłe zwracanie uwagi może doprowadzić do agresji dziecka, malec będzie się buntował, próbował postawić na swoim. Warto dziecku wyjaśnić co należy do jego obowiązków, jakie mamy wobec niego oczekiwania. Trzeba też wziąć pod uwagę to, co pociecha ma do powiedzenia, co myśli i co czuje, i pójść na kompromis. Nic się nie stanie, jeśli dziecko posprząta zabawki za pół godziny zamiast w momencie, gdy każe rodzic. Czasem warto również dać dziecku prawo do wyboru, zadając mu np. pytanie: "Chcesz kanapkę z serem czy z szynką?", "Założysz dziś bluzkę żółtą czy czerwoną?". Gdy pozwolimy mu samodzielnie zdecydować na co ma ochotę, poczuje się ważne i docenione."
Zdecydowanie nie nasz problem. Dzieci sprzątają, nauczyły się po systemie nagród o którym pisałam tutaj. Nawet muszę się przyznać, że brzydko manipuluje Stasiem. Jak widzę, że ma jakieś widzimisię co do wyjścia i nie specjalnie chce mu się ubierać to mówię to co Stasiu ubieramy kaloszki, czy adidaski? On nie cierpi kaloszy, na co reaguje kręceniem głowy i przynosi adidasy. Wybrał sam, a ja pozbyłam się problemu z ubieraniem.
"Bicie łamie charakter
Mimo kampanii przeciwko biciu dzieci, wielu rodziców nadal stosuje je jako karę. — Tymczasem dziecko naprawdę szybko się uczy i wystarczy ustalić zasady postępowania, wyjaśnić je i konsekwentnie stosować, by uniknąć nerwowych starć — tłumaczy psycholog. Bicie łamie charakter dziecka. Podobnie jak ciągła krytyka. — Owszem, czasami klapsem wymusimy pożądane przez nas zachowanie, ale za cenę negatywnych śladów w psychice dziecka. Pułapką jest myślenie „ja też byłem bity i nic mi się nie stało". A skąd wiadomo, że nic? Może bez bicia ta osoba byłaby teraz szczęśliwsza, dumniejsza z siebie, bez kompleksów, lepiej umiałaby budować związki? — wyjaśnia Marzena Konopko–Powałka. Dziecku, jak każdemu człowiekowi, należy się szacunek. Bite dzieci też będą stosowały przemoc wobec rodziców i rówieśników. Gdy malec zawini, lepiej wyjaśnić mu, że zrobił coś złego i wytłumaczyć, że można postąpić inaczej, nikogo nie krzywdząc. Surowe ocenianie, krytykowanie i karanie może spowodować, że malec będzie czuł się niepewnie i bez względu na to, co zrobi zawsze będzie uważał, że zrobił źle. Wyręczanie spowalnia rozwój
Dziecko nabywa nowych umiejętności, próbując ich i pokonując własne bariery. Należy mu na to pozwolić. — Wyręczając je we wszystkim, hamujemy jego rozwój, chęć do poznawania nowych rzeczy. Sprawiamy też, że mniej wierzy w siebie i swoje siły, uczy się polegać we wszystkim na innych. A przecież kiedyś będzie musiało być samodzielne — mówi Marzena Konopko-Powałka. Malec wiele rzeczy robi powoli, ale rodzice powinni być cierpliwi, dać mu czas, nie popędzać. Lepiej niech sam się ubierze, nawet gdyby miało to trwać pół godziny. Wyręczając go w obowiązkach domowych, wychowamy nieporadną, nieprzygotowaną do życia dorosłą osobę."
Jestem złą mamą. Dzieciaki dostawały klapsy, tylko wtedy gdy raniły siebie nawzajem. Gdy się szarpały za włosy, drapały, gryzły, gdy mi puszczały nerwy, a słowa do nich nie docierały. Na szczęście dla mnie, dla nich takie sytuacje nie miały miejsca już bardzo długo. Są kłótnie jak to między rodzeństwem, ale nigdy się nawzajem nie krzywdzą. Nadszedł czas, że wystarczy usiąść i porozmawiać.
"Uszczęśliwianie na siłę unieszczęśliwia
Niektórzy rodzice swoje niespełnione marzenia przenoszą na dziecko i przygotowują je do ich realizacji. Wśród nadmiaru zafundowanych dziecku zajęć, nie dajemy mu szansy, by ujawniło swoje zainteresowania i potrzeby. — Nikogo nie da się uszczęśliwić na siłę, bo nie wiemy jak to zrobić. Często rodzicom trudno pojąć, że dziecko może nie chcieć tego, co oni chcą, co im wydaje się dobre, rozsądne. Z malcem trzeba rozmawiać, poznawać go i pomagać w realizacji planów i marzeń, a nie narzucać mu własnych. Nawet, jeśli te marzenia wydają nam się nieprzydatne i głupie. Bo jeśli są prawdziwe, dziecko i tak je zrealizuje, tylko bez nas. Więź zbudujemy otwierając się na potrzeby dziecka, a nie skupiając na tym, co nam wydaje się najlepsze — mówi psycholożka. Uszczęśliwianiem na siłę jest też zaspokajanie zakupowych zachcianek dziecka.
— Trudno jest odmówić prośbie dziecka o kolejną zabawkę czy inną rzecz, szczególnie, jeśli nas na nie stać. A dzieci często pragną czegoś, bo widzą to u kolegi czy w reklamie telewizyjnej. Rodzic nie pochwala zakupu, ale kupuje, żeby dziecko nie czuło się gorsze. To droga na skróty. Zawsze przecież ktoś będzie miał więcej od nas, zawsze będzie coś, na co nie będzie nas stać — mówi Marzena Konopko–Powałka. Warto nauczyć dziecko, że nie wszystko trzeba posiadać, wspólnie z dzieckiem się zastanowić, do czego mu to o co prosi jest potrzebne i jak długo będzie tego używać."
Nie mam zamiaru nigdy spełniać swoich ambicji kosztem dziecka. Wiem ile to kosztuje dziecko.
Co do drugiego aspektu, moje maluchy mają swoją świnkę skarbonkę, kasę z niej poświęcą tylko i wyłącznie na ich potrzeby, na co im się zamarzy. Dostają prezenty bez okazji, ale zawsze patrzę na to by mieściło się to w ich kwestii zainteresowań i nie przekraczało mojego budżetu. To jeszcze nie ten etap...
"Każdy rodzic popełnia błędy
Ważne, by umieć przyznać się do błędu i przeprosić dziecko, gdy zostało np. niesprawiedliwie ukarane. Ale przede wszystkim trzeba nauczyć się panować nad swoimi emocjami i kontrolować czyny tak, by nasze dziecko czuło, że może na nas liczyć i zwrócić się do nas z każdą sprawą bez lęku przed wyśmianiem czy krytyką. Rozmowa, cierpliwe wyjaśnienia, konsekwencja przynoszą najlepsze rezultaty. No i trzeba poświęcić dziecku minimum godzinę w ciągu dnia, by pobawić się z nim, pospacerować, porozmawiać. To z pewnością zaprocentuje dobrym zachowaniem dziecka"
Zawsze przepraszam jak popełnię błąd. Przytulę, pocałuję, wyjaśnię. Myślę, że dzieciaki wiedzą, że mają we mnie wsparcie. Że wiedzą, że mimo iż potrzebuję trochę czasu na porobienie prania, sprzątania etc. to ja tu jestem dla nich. Zawsze im powtarzam, że mamy są po to by pomagać swoim córeczkom i synkom.
No i co? Jak wyglądam w podsumowaniu? ;) Mnie to ciężko oceniać tak na prawdę. Ocenią mnie moje maluszki...
"Brak konsekwencji powoduje dezorientację
Jeśli rodzic czegoś zabroni, to pod żadnym pozorem nie powinien zmieniać swego zdania i ulegać presji dziecka. — Jeśli raz ulegniemy, malec zacznie to wykorzystywać. Warto dziecku stanowczo, ale ze spokojem podać powody dla których czegoś zabraniamy — radzi psycholog. Trzymanie się przez mamę i tatę zasad przez siebie wprowadzonych jest dobre głównie dla dziecka. — To my, rodzice, objaśniamy dziecku świat, uczymy co jest dobre a co złe, uczymy żyć w społeczeństwie. Przecież już w przedszkolu dziecko będzie musiało umieć być z innymi — mówi psycholog. Tylko kiedy jesteśmy konsekwentni, dziecko szybko uczy się zasad i czuje się bezpiecznie: wie czego się spodziewać w danej sytuacji i co się od niego wymaga. — W przeciwnym razie malec jest zdezorientowany, bo to samo jego zachowanie spotyka się z różnymi reakcjami. Poza tym, gdy postępujemy konsekwentnie, unikamy przekomarzania się i nerwowych sytuacji — zauważa Marzena Konopko-Powałka."
Zgadza się. Reguły ustalamy wspólnie z S. Trzymamy się ich zazwyczaj. Jeżeli jakaś reguła wymaga zmiany, konsultuję się z mym lubym. Ja trochę przegrywam z uporczywym Tasiorka przybieganiem do lodówki, ale staram się kontrolować czas w jakim je. Nie zawsze mu pozwolę, często wymyślę coś co odwórci jego uwagę.
I przede wszystkim nie ma czegoś takiego, że dziadkowie pozwalają bez mojej czy taty wiedzy. Nie. Teściowa zawsze chcąc dać dzieciom jogurt mówi "zapytaj mamy czy możesz". Za to jej chwała.
"Surowy chów rodzi bunt
Nie należy wymagać od dziecka bezwzględnej dyscypliny i posłuszeństwa. Rozkazywanie, żądanie wykonania zadań, ciągłe zwracanie uwagi może doprowadzić do agresji dziecka, malec będzie się buntował, próbował postawić na swoim. Warto dziecku wyjaśnić co należy do jego obowiązków, jakie mamy wobec niego oczekiwania. Trzeba też wziąć pod uwagę to, co pociecha ma do powiedzenia, co myśli i co czuje, i pójść na kompromis. Nic się nie stanie, jeśli dziecko posprząta zabawki za pół godziny zamiast w momencie, gdy każe rodzic. Czasem warto również dać dziecku prawo do wyboru, zadając mu np. pytanie: "Chcesz kanapkę z serem czy z szynką?", "Założysz dziś bluzkę żółtą czy czerwoną?". Gdy pozwolimy mu samodzielnie zdecydować na co ma ochotę, poczuje się ważne i docenione."
Zdecydowanie nie nasz problem. Dzieci sprzątają, nauczyły się po systemie nagród o którym pisałam tutaj. Nawet muszę się przyznać, że brzydko manipuluje Stasiem. Jak widzę, że ma jakieś widzimisię co do wyjścia i nie specjalnie chce mu się ubierać to mówię to co Stasiu ubieramy kaloszki, czy adidaski? On nie cierpi kaloszy, na co reaguje kręceniem głowy i przynosi adidasy. Wybrał sam, a ja pozbyłam się problemu z ubieraniem.
"Bicie łamie charakter
Mimo kampanii przeciwko biciu dzieci, wielu rodziców nadal stosuje je jako karę. — Tymczasem dziecko naprawdę szybko się uczy i wystarczy ustalić zasady postępowania, wyjaśnić je i konsekwentnie stosować, by uniknąć nerwowych starć — tłumaczy psycholog. Bicie łamie charakter dziecka. Podobnie jak ciągła krytyka. — Owszem, czasami klapsem wymusimy pożądane przez nas zachowanie, ale za cenę negatywnych śladów w psychice dziecka. Pułapką jest myślenie „ja też byłem bity i nic mi się nie stało". A skąd wiadomo, że nic? Może bez bicia ta osoba byłaby teraz szczęśliwsza, dumniejsza z siebie, bez kompleksów, lepiej umiałaby budować związki? — wyjaśnia Marzena Konopko–Powałka. Dziecku, jak każdemu człowiekowi, należy się szacunek. Bite dzieci też będą stosowały przemoc wobec rodziców i rówieśników. Gdy malec zawini, lepiej wyjaśnić mu, że zrobił coś złego i wytłumaczyć, że można postąpić inaczej, nikogo nie krzywdząc. Surowe ocenianie, krytykowanie i karanie może spowodować, że malec będzie czuł się niepewnie i bez względu na to, co zrobi zawsze będzie uważał, że zrobił źle. Wyręczanie spowalnia rozwój
Dziecko nabywa nowych umiejętności, próbując ich i pokonując własne bariery. Należy mu na to pozwolić. — Wyręczając je we wszystkim, hamujemy jego rozwój, chęć do poznawania nowych rzeczy. Sprawiamy też, że mniej wierzy w siebie i swoje siły, uczy się polegać we wszystkim na innych. A przecież kiedyś będzie musiało być samodzielne — mówi Marzena Konopko-Powałka. Malec wiele rzeczy robi powoli, ale rodzice powinni być cierpliwi, dać mu czas, nie popędzać. Lepiej niech sam się ubierze, nawet gdyby miało to trwać pół godziny. Wyręczając go w obowiązkach domowych, wychowamy nieporadną, nieprzygotowaną do życia dorosłą osobę."
Jestem złą mamą. Dzieciaki dostawały klapsy, tylko wtedy gdy raniły siebie nawzajem. Gdy się szarpały za włosy, drapały, gryzły, gdy mi puszczały nerwy, a słowa do nich nie docierały. Na szczęście dla mnie, dla nich takie sytuacje nie miały miejsca już bardzo długo. Są kłótnie jak to między rodzeństwem, ale nigdy się nawzajem nie krzywdzą. Nadszedł czas, że wystarczy usiąść i porozmawiać.
"Uszczęśliwianie na siłę unieszczęśliwia
Niektórzy rodzice swoje niespełnione marzenia przenoszą na dziecko i przygotowują je do ich realizacji. Wśród nadmiaru zafundowanych dziecku zajęć, nie dajemy mu szansy, by ujawniło swoje zainteresowania i potrzeby. — Nikogo nie da się uszczęśliwić na siłę, bo nie wiemy jak to zrobić. Często rodzicom trudno pojąć, że dziecko może nie chcieć tego, co oni chcą, co im wydaje się dobre, rozsądne. Z malcem trzeba rozmawiać, poznawać go i pomagać w realizacji planów i marzeń, a nie narzucać mu własnych. Nawet, jeśli te marzenia wydają nam się nieprzydatne i głupie. Bo jeśli są prawdziwe, dziecko i tak je zrealizuje, tylko bez nas. Więź zbudujemy otwierając się na potrzeby dziecka, a nie skupiając na tym, co nam wydaje się najlepsze — mówi psycholożka. Uszczęśliwianiem na siłę jest też zaspokajanie zakupowych zachcianek dziecka.
— Trudno jest odmówić prośbie dziecka o kolejną zabawkę czy inną rzecz, szczególnie, jeśli nas na nie stać. A dzieci często pragną czegoś, bo widzą to u kolegi czy w reklamie telewizyjnej. Rodzic nie pochwala zakupu, ale kupuje, żeby dziecko nie czuło się gorsze. To droga na skróty. Zawsze przecież ktoś będzie miał więcej od nas, zawsze będzie coś, na co nie będzie nas stać — mówi Marzena Konopko–Powałka. Warto nauczyć dziecko, że nie wszystko trzeba posiadać, wspólnie z dzieckiem się zastanowić, do czego mu to o co prosi jest potrzebne i jak długo będzie tego używać."
Nie mam zamiaru nigdy spełniać swoich ambicji kosztem dziecka. Wiem ile to kosztuje dziecko.
Co do drugiego aspektu, moje maluchy mają swoją świnkę skarbonkę, kasę z niej poświęcą tylko i wyłącznie na ich potrzeby, na co im się zamarzy. Dostają prezenty bez okazji, ale zawsze patrzę na to by mieściło się to w ich kwestii zainteresowań i nie przekraczało mojego budżetu. To jeszcze nie ten etap...
"Każdy rodzic popełnia błędy
Ważne, by umieć przyznać się do błędu i przeprosić dziecko, gdy zostało np. niesprawiedliwie ukarane. Ale przede wszystkim trzeba nauczyć się panować nad swoimi emocjami i kontrolować czyny tak, by nasze dziecko czuło, że może na nas liczyć i zwrócić się do nas z każdą sprawą bez lęku przed wyśmianiem czy krytyką. Rozmowa, cierpliwe wyjaśnienia, konsekwencja przynoszą najlepsze rezultaty. No i trzeba poświęcić dziecku minimum godzinę w ciągu dnia, by pobawić się z nim, pospacerować, porozmawiać. To z pewnością zaprocentuje dobrym zachowaniem dziecka"
Zawsze przepraszam jak popełnię błąd. Przytulę, pocałuję, wyjaśnię. Myślę, że dzieciaki wiedzą, że mają we mnie wsparcie. Że wiedzą, że mimo iż potrzebuję trochę czasu na porobienie prania, sprzątania etc. to ja tu jestem dla nich. Zawsze im powtarzam, że mamy są po to by pomagać swoim córeczkom i synkom.
No i co? Jak wyglądam w podsumowaniu? ;) Mnie to ciężko oceniać tak na prawdę. Ocenią mnie moje maluszki...
Tak bawiliśmy się dzisiejszego dnia. :) |
18 kwietnia 2013
Liebster Blog
Zostałam nominowana do zabawy Liebster Blog przez Anię R.., bardzo mi miło i nieukrywam zaskoczenia. :)
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Pytania od Ani to:
1. W prowadzeniu bloga lubię najbardziej...?
Pytania ode mnie:
1. Góry czy morze?
2. Jakie jest Twoje ulubione warzywo?
3. Co Cię skłoniło do założenia bloga?
4. Jaki jest Twój ulubiony serial?
5. Czy zdarza się, żeby ktoś krytykował to co robisz na blogu?
6. Co ostatnio sobie nuciłaś/eś?
7. Czy lubisz przytulać innych?
8. Lubisz spacerować podczas deszczu?
9. Jaki jest według Ciebie najpiękniejszy, najwspanialszy instrument muzyczny?
10. Lubisz sushi? ^^
11. Ile razy musi zadzwonić telefon, zanim podniesiesz słuchawkę?
Moje nominacje wędrują do:
1. Świat małych księżniczek
2. Palpitacje mózgu czyli wdycham pranę
3. Dzidziastyle
4. Ostra na słodko
5. Kot Pstrot o waznym i mniej ważnym
6. Zdjęcia różnych ciekawych, opuszczonych i zapomnianych miejsc z Trójmiasta i okolic
7. Kreatywnik
8. Po tamtej stronie świata
9. Ignasiowo i spółka
10. Hi, I'm a Little
11. Moja odskocznia
Dostałam i drugą nominację, jestem jeszcze bardziej zaskoczona. ^^
Jako że teraz ciężko byłoby mi nominować kolejne 11 osób, odpowiem po prostu na pytania.
Pytania od Majowej Malagi :)
1. Lato czy zima?
Pytania od Ani to:
1. W prowadzeniu bloga lubię najbardziej...?
Możliwość podzielenia się z innymi tym co mam do przekazania. :)
2. Optymistka czy pesymistka?
Optymistka. Raczej optymistka.
3. Ulubiona pora roku?
Lato, uwielbiam jak jest ciepło, jak z domu można wyjść bez zakładania dodatkowych warstw odzieży i letnie burze.
4. Czekolada mleczna, czy gorzka?
Muszę wybierać? Nie lubię czekolady.
5. Jedna zaleta
Cierpliwość.
6.Jedna wada?
Uparty ze mnie osioł. ;)
7. Noc, czy dzień?
Noc.
8. Książka, czy film?
Ostatnimi czasy film, i to najlepiej z lektorem. Nie mam wieczorami sił na skupianie się nad książką, za szybko gubię wątek. A w dzień za dużo czasu na czytanie nie ma.
9. Ulubiony owoc?
Truskawka.
10. Co cenisz w innych?
Szczerość, mam nosa do wyczuwania bujd, choć zazwyczaj nie komentuje.
11. Spełniasz swoje marzenia?
Póki co, odkładam je na dalszy plan. Chociaż robię to co lubię.
Pytania ode mnie:
1. Góry czy morze?
2. Jakie jest Twoje ulubione warzywo?
3. Co Cię skłoniło do założenia bloga?
4. Jaki jest Twój ulubiony serial?
5. Czy zdarza się, żeby ktoś krytykował to co robisz na blogu?
6. Co ostatnio sobie nuciłaś/eś?
7. Czy lubisz przytulać innych?
8. Lubisz spacerować podczas deszczu?
9. Jaki jest według Ciebie najpiękniejszy, najwspanialszy instrument muzyczny?
10. Lubisz sushi? ^^
11. Ile razy musi zadzwonić telefon, zanim podniesiesz słuchawkę?
Moje nominacje wędrują do:
1. Świat małych księżniczek
2. Palpitacje mózgu czyli wdycham pranę
3. Dzidziastyle
4. Ostra na słodko
5. Kot Pstrot o waznym i mniej ważnym
6. Zdjęcia różnych ciekawych, opuszczonych i zapomnianych miejsc z Trójmiasta i okolic
7. Kreatywnik
8. Po tamtej stronie świata
9. Ignasiowo i spółka
10. Hi, I'm a Little
11. Moja odskocznia
Dostałam i drugą nominację, jestem jeszcze bardziej zaskoczona. ^^
Jako że teraz ciężko byłoby mi nominować kolejne 11 osób, odpowiem po prostu na pytania.
Pytania od Majowej Malagi :)
1. Lato czy zima?
Lato.
2.Twoje ulubione danie to ?
Sushi! Uwielbiam sushi! Hosomaki, futomaki kocham je wszystkie! <3
3. Kocham każdego wieczoru..?
Położyć głowę na ramieniu mojego mężczyzny.
4. 6 kosmetyków które zabrałabyś na bezludna wyspę?
Soraya Anti Aging Make Up Sceniczny, Wibo - Eye Liner, sypkie cienie do powiek, perfumy Freya od Oriflame, Balsam przedłużający opaleniznę z drobinkami złota od Marion, lakier do pazurków czerwony - nie mam ulubionego
5. Nigdy nie zjadłabyś...?
Matko, nie wiem. Ślimaka! ;)
6. Element pielęgnacji, który najbardziej Cię wkurza?
Demakijaż.
7. O jakiej tematyce posty lubisz czytać na blogach?
Różnorakiej tak na prawdę. Wszystko co dotyczy babskiej blogosfery jest fajne.
8. Co najbardziej lubisz w możliwości malowania się?
Efekt końcowy ;P
9. Co byś zrobiła wygrywając kwotę 1 000 000 zł?
Odłożyła na lokatę i zainwestowała.
10. Kosmetyk o którym marzysz?
Marzy mi się coś co fizycznie wzmocni moje brzydkie paznokcie.
11. Dlaczego tak nazywa się Twój blog?
Odgryź sobie stopę? To takie moje powiedzonko, pierwsze co przyszło mi do głowy. ;)
17 kwietnia 2013
Nagroda?
Przyszedł dziś do mnie pocztą pierścionek, który wygrałam miesiąc temu. Brałam udział w konkursie na blogu
beate-koniakowsky.blogspot.com.
Link do konkursu znajduje się tu.
Nazwanie tego pierścionkiem w takim stanie jak to doszło to za duże słowo. ;)
Wiedziałam, że nie będzie to nic specjalnego cyferblat przyklejony do podstawy pierścionka. "Pierścionek" zmiażdżony, klej odwarstwiony, no ale kto wkłada takie przedmioty do koperty z folią bombelkową w środku. Znając pocztę wiadomo jak się transport skończy. Miało być w moim odczuciu steampunkowo, a wyszło... Sami widzicie.
Nie polecam.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany przerobieniem sobie tej tarczy od zegarka, chętnie oddam.
beate-koniakowsky.blogspot.com.
Link do konkursu znajduje się tu.
Nazwanie tego pierścionkiem w takim stanie jak to doszło to za duże słowo. ;)
Wiedziałam, że nie będzie to nic specjalnego cyferblat przyklejony do podstawy pierścionka. "Pierścionek" zmiażdżony, klej odwarstwiony, no ale kto wkłada takie przedmioty do koperty z folią bombelkową w środku. Znając pocztę wiadomo jak się transport skończy. Miało być w moim odczuciu steampunkowo, a wyszło... Sami widzicie.
Nie polecam.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany przerobieniem sobie tej tarczy od zegarka, chętnie oddam.
16 kwietnia 2013
Skok rozwojowy u dwulatka?
Korzystamy z pogody. Uczymy się jeździć na rowerze, gramy w piłkę, zaprzyjaźniamy się z kotami (w zasadzie tylko z Fruzą), wynosimy gryzące leśne mrówki za ogrodzenie - niech zajmują się swoimi sprawami, wieczoramy wypełniamy zeznania podatkowe i podania do przedszkola, polujemy na okazje na allegro i szukamy inspiracji.
Kamienie zebrane z plaży wciąż czekają na gorszą pogodę - wtedy je pomalujemy farbkami. Ja bym widziała je jako biedronki, maluchy pewnie będą miały inną wizję.
Przechodzę nieco trudny etap z Tasiorkiem. Wygląda na skok rozwojowy, choć takie zdarzają się niby tylko u niemowląt do końca pierwszego roku życia. Według książek, a skoro nie ma dzieci książkowych... Staś ma straszne huśtawki nastrojów od śmiechu potrafi przejść do płaczu, po czym wrócić do śmiechu. Marudzi, nigdy takim marudą nie był... A teraz prawie w kółko walczymy. Pan Tatuś dzielnie wszystko znosi, choć może raczej śmieje się z własnej bezradności, nic nie jest w stanie poradzić. Mi puszczają nerwy. Zaczynam krzyczeć, a później mam wyrzuty sumienia. Do tego jeszcze etap, że tylko mama i mama. Mama pomoże usiąść na rowerek, co z tego, że wykonuje miliard czynności w tym momencie i co z tego, że ciocia stoi w pobliżu, nie, to musi być mama. Siku? Mama. Jeść? Mama. Oglądać bajki? Mama. Mama. Mama. MA MA!
Kilka dni temu, jak padał deszcz, mieliśmy prawie godzinną awanturę. My (ja, Sławek, Lula) kontra Tasior. Chciałam dzieciaki zabrać na skakanie po kałużach, wiem, że to uwielbiają. Przygotowałam kalosze, parasolki i resztę oprzyrządowania... Kalosze Stasia okazały się być mu za ciasne w łydce, bolało go niemiłosiernie, wrzynał mu się ściągacz. Julka jako że ma zgrabniejszą łydkę, a stópkę podobną zgodziła się na zamiankę. Staś, choć wcześniej paradował w kaloszach Julki tym razem nie miał ochoty. Mimo próśb, tłumaczeń, błagań, gróźb on się upierał przy swoim. W końcu się skończyło na tym, że Lula mogła skakać po kałużach, a on nie. Ubrał adidaski. Mam nadzieję, że udało mu się zapamiętać z tego co nie co. Podczas spaceru w kółko i w kółko mu tłumaczyłam dlaczego Julce wolno skakać po kałużach, a dlaczego on ma je omijać. Ale to powiedzmy że była w miarę uzasadniona sytuacja.
Wcześniej popłakał się o to, że na śniadanie dostał przekrojoną na cztery części bułkę posmarowaną dżemem, który bardzo lubi. On chciał na dwie.
Dziś popłakał się o to, że aby wyciągnąć rowerek na dwór trzeba zejść do piwnicy.
Był też płacz o to, że nie pozwoliłam mu ubrać zimowej czapki, a dałam letnią - z daszkiem.
dużo jest takich sytuacji w ciągu dnia, które wyprowadzają z równowagi.
Ja wiem, że z jego punktu widzenia wszystko jest istotne, ale zawsze staram mu się wytłumaczyć dlaczego tak, a nie inaczej. Oby to minęło... Życzcie mi cierpliwości. Proszę.
Kamienie zebrane z plaży wciąż czekają na gorszą pogodę - wtedy je pomalujemy farbkami. Ja bym widziała je jako biedronki, maluchy pewnie będą miały inną wizję.
Przechodzę nieco trudny etap z Tasiorkiem. Wygląda na skok rozwojowy, choć takie zdarzają się niby tylko u niemowląt do końca pierwszego roku życia. Według książek, a skoro nie ma dzieci książkowych... Staś ma straszne huśtawki nastrojów od śmiechu potrafi przejść do płaczu, po czym wrócić do śmiechu. Marudzi, nigdy takim marudą nie był... A teraz prawie w kółko walczymy. Pan Tatuś dzielnie wszystko znosi, choć może raczej śmieje się z własnej bezradności, nic nie jest w stanie poradzić. Mi puszczają nerwy. Zaczynam krzyczeć, a później mam wyrzuty sumienia. Do tego jeszcze etap, że tylko mama i mama. Mama pomoże usiąść na rowerek, co z tego, że wykonuje miliard czynności w tym momencie i co z tego, że ciocia stoi w pobliżu, nie, to musi być mama. Siku? Mama. Jeść? Mama. Oglądać bajki? Mama. Mama. Mama. MA MA!
Kilka dni temu, jak padał deszcz, mieliśmy prawie godzinną awanturę. My (ja, Sławek, Lula) kontra Tasior. Chciałam dzieciaki zabrać na skakanie po kałużach, wiem, że to uwielbiają. Przygotowałam kalosze, parasolki i resztę oprzyrządowania... Kalosze Stasia okazały się być mu za ciasne w łydce, bolało go niemiłosiernie, wrzynał mu się ściągacz. Julka jako że ma zgrabniejszą łydkę, a stópkę podobną zgodziła się na zamiankę. Staś, choć wcześniej paradował w kaloszach Julki tym razem nie miał ochoty. Mimo próśb, tłumaczeń, błagań, gróźb on się upierał przy swoim. W końcu się skończyło na tym, że Lula mogła skakać po kałużach, a on nie. Ubrał adidaski. Mam nadzieję, że udało mu się zapamiętać z tego co nie co. Podczas spaceru w kółko i w kółko mu tłumaczyłam dlaczego Julce wolno skakać po kałużach, a dlaczego on ma je omijać. Ale to powiedzmy że była w miarę uzasadniona sytuacja.
Wcześniej popłakał się o to, że na śniadanie dostał przekrojoną na cztery części bułkę posmarowaną dżemem, który bardzo lubi. On chciał na dwie.
Dziś popłakał się o to, że aby wyciągnąć rowerek na dwór trzeba zejść do piwnicy.
Był też płacz o to, że nie pozwoliłam mu ubrać zimowej czapki, a dałam letnią - z daszkiem.
dużo jest takich sytuacji w ciągu dnia, które wyprowadzają z równowagi.
Ja wiem, że z jego punktu widzenia wszystko jest istotne, ale zawsze staram mu się wytłumaczyć dlaczego tak, a nie inaczej. Oby to minęło... Życzcie mi cierpliwości. Proszę.
15 kwietnia 2013
13 kwietnia 2013
Francuskie rogaliki z pieczarkami
Za chwilkę wybieramy się do B. i M. na ploteczki połączone z opychaniem się. ;) Dobrze mieć znajomych, którzy dokarmiają i to zawsze niesamowitymi pysznościami! Czasem trzeba się odwdzięczyć, choćby małą przekąską. Mam nadzieję, że im zasmakuje, bo mi sam farsz już przypadł do gustu. ^^
Zainspirowałam się postem u Ostrej na Słodko - Francuskie rogaliki z grzybami.
Od siebie dodałam do farszu ser feta.
Składniki:
300 g pieczarek
1 opakowanie ciasta francuskiego (250-275 g)
1 pęczek szczypiorku
2 jajka
1 łyżka masła
75 g sera feta
sól, pieprz
Sposób przygotowania:
Jedno jajko gotujemy na twardo, drugie roztrzepujemy (do posmarowania). Ciasto francuskie rozwijamy i kroimy na trójkąty (wielkość zależy tylko od naszych upodobań). Pieczarki ścieramy na grubych oczkach. Podsmażamy 10 min na maśle z odrobiną soli, aż wyparuje cała woda i pieczarki będą suche. Ugotowane jajko wraz z serem feta rozgniatamy widelcem i mieszamy z usmażonymi pieczarkami. Dodajemy drobno posiekany szczypiorek. Doprawiamy solą i pieprzem, i dokładnie mieszamy. Farsz nakładamy na szerszą częśc trójkątów i zwijamy rogaliki. Wierzch smarujemy rozbełtanym jajkiem i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez ok. 15 minut.
Bon Appetit!
12 kwietnia 2013
Nowa lokatorka
Dnia wczorajszego wprowadziła się do nas Panna Zuzanna. Zuzia ma około 32 cm wysokości, jest słodko uśmiechającą się brunetką. Zuzka całymi dniami by spała, noworodki już tak mają. Jak każde niemowlę, potrzebuje by opiekować się nią delikatnie, główkę trzeba podtrzymywać-tak niebezpiecznie ciągnie w dół. Na razie jej miejsce jest w różowym wózeczku... Staramy się w raz z Lulą to zmienić-dziś budowałyśmy jej łóżeczko z klocków.
Zuzię można sobie kupić... ;)
Zuzia jest lalką. Otrzymałyśmy ją od Pani Magdaleny Binczewskiej, za co jeszcze raz dziękuję. Lalki te są rękodziełem wykonywanym z mas plastycznych i na prawdę robią wrażenie. Moja córka pokochała Zuzię od pierwszego wejrzenia. Jeżeli jesteście zainteresowani taką lalką, informacjami o jej wykonaniu, zakupem to zapraszam na http://www.binczewska.pl
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć, dlatego posiłkuję się zdjęciem z portalu http://www.binczewska.pl Po raz kolejny zapraszam do zapoznania się z ofertą na stronie autorki lalek. :)
Zuzię można sobie kupić... ;)
Zuzia jest lalką. Otrzymałyśmy ją od Pani Magdaleny Binczewskiej, za co jeszcze raz dziękuję. Lalki te są rękodziełem wykonywanym z mas plastycznych i na prawdę robią wrażenie. Moja córka pokochała Zuzię od pierwszego wejrzenia. Jeżeli jesteście zainteresowani taką lalką, informacjami o jej wykonaniu, zakupem to zapraszam na http://www.binczewska.pl
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć, dlatego posiłkuję się zdjęciem z portalu http://www.binczewska.pl Po raz kolejny zapraszam do zapoznania się z ofertą na stronie autorki lalek. :)
07 kwietnia 2013
Konkurs z sukienką
Biorę udział w Konkursie z sukienką.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na Czary Maryś
Polecam też to stałego obserwowania.
Barszcz bialy
Wersja tej zupy jest bardzo syta. Nie dodaję do niej już ziemniaków. Dodawanie chleba jest wymysłem mojego lubego, to chyba jakaś kwestia przyzwyczajenia, a dzieciaki... No cóż, nie daleko pada jabłko od jabłoni. ;)
Jajko wystąpiło tylko ze względu na Wielkanoc, zwykle go nie dodaje.
Wersja na duży gar
Składniki:
2 paczki barszczu białego winiary (ten pasuje mi najbardziej)
4 duże kiełbasy białe
1 duża kiełbasa zwyczajna
30 dag boczku wędzonego
20 dag polędwicy sopockiej
20 dag jakiejś podwędzanej wędliny
1/4 pora
1/4 pietruszki (korzeń)
1 duża cebula
tyci kawałek selera
1 marchew
1 ząbek czosnku
3 szczypty majeranku
szczypta kwasku cytrynowego
sól, pieprz wedle uznania
Sposób przygotowania:
Wlewamy wodę do dużego gara i gotujemy. Do wrzącej już wody wrzucamy pokrojoną na plasterki białą kiełbasę. Na patelni podsmażamy boczek pokrojony jak na skwarki. Gdy się wypoci dodajemy do garnka, jednak staramy się zrobić to tak, by tłuszcz nie wleciał nam do zupy. Kiełbasę zwyczajną, polędwicę i wędlinę kroimy w kosteczkę, również podsmażamy i dodajemy do gara. Tak samo postępujemy z cebulą. Por siekamy na drobno, marchew, pietruszkę i seler ścieramy na tarce o dużych oczkach. Ząbek czosnku ścieramy na tarce o drobnych oczkach. Wrzucamy do kociołka. Z wywaru jaki nam powstaje odlewamy sporą chochelkę do garnuszka/kubeczka/miseczki w którym rozpuszczamy dwie saszetki barszczu białego. Dobrze rozmieszany proszek dodajemy do zupy, ciągle mieszając i gotując. Po jakichś 15 minutach spróbować i dodać szczyptę kwasku cytrynowego, 3 szczypty majeranku, doprawić solą pieprzem wedle uznania.
Barszcz jak ostygnie wsadzić na noc do lodówki, lepiej smakuje jak się przegryzie.
No to co? Smacznego. ;D
04 kwietnia 2013
Volbeat
Miały być kolorowe zdjęcia, miał być nowy post piękny o tym co mi w głowie siedzi. Nic z tego.
Walczę. Walczę ze złośliwością rzeczy martwych.
Chciałam być super, chciałam wykorzystać w pełni to co technika daje i zainstalowałam coś na swoim telefoniku, co mi popsuło cały system. CA-LU-SIEŃ-KI. Luby naprawił po kilku godzinach walki, a ja odzyskuję co miałam...
Więc wrzucam do przesłuchania piosenkę, która krąży mi po głowie już dłuższy czas...
Walczę. Walczę ze złośliwością rzeczy martwych.
Chciałam być super, chciałam wykorzystać w pełni to co technika daje i zainstalowałam coś na swoim telefoniku, co mi popsuło cały system. CA-LU-SIEŃ-KI. Luby naprawił po kilku godzinach walki, a ja odzyskuję co miałam...
Więc wrzucam do przesłuchania piosenkę, która krąży mi po głowie już dłuższy czas...
03 kwietnia 2013
Masa solna
Aww... Mój ulubiony program do zabawy ze zdjęciami daje ostatnio ciała. Zamiast zapisywać zdjęcia w kolorze robi to na czarno-biało. Co rusz zapominam o tym by sprawdzić czemu się tak dzieje i jak już zapiszę to się łapie za głowę, że znów... Ech...
No nic, postaram się zrobić jutro jakiś kolorowy pejzaż. Dziś po krotce i na szybko.
Zainspirowana pomysłem na który natknęłam się wczoraj na blogu, którego można znaleźć u mnie w zakładkach po prawej stronie, a którego nie chce mi się szukać, zaprosiłam dzieciaki do kuchni. Jak to Julka trafnie ujęła tworzyliśmy figurki. Z masy solnej.
Lula i Tasior towarzyszyli mi w przygotowaniach od samego początku. Tak sobie pomyślałam, że to bardzo ważne by dzieci uczestniczyły we wszystkim w kuchni: począwszy od przygotowań, kończąc na sprzątaniu.Okazało się, że samo lepienie, odciskanie i późniejsze malowanie nie bardzo synka interesuje. Za to bardzo pomocny był przy sprzątaniu i przygotowywaniu materiałów do pracy. Julka pochłonięta była bez reszty nowym doświadczeniem.
Przepis na masę solną:
1 szklanka mąki
1 szklanka soli
1/2 szklanki wody
Mieszamy aż będzie gładkie. Ta wersja masy nadaje się na drobne elementy.
Na koniec czarno-białe foto. Awww...
No nic, postaram się zrobić jutro jakiś kolorowy pejzaż. Dziś po krotce i na szybko.
Zainspirowana pomysłem na który natknęłam się wczoraj na blogu, którego można znaleźć u mnie w zakładkach po prawej stronie, a którego nie chce mi się szukać, zaprosiłam dzieciaki do kuchni. Jak to Julka trafnie ujęła tworzyliśmy figurki. Z masy solnej.
Lula i Tasior towarzyszyli mi w przygotowaniach od samego początku. Tak sobie pomyślałam, że to bardzo ważne by dzieci uczestniczyły we wszystkim w kuchni: począwszy od przygotowań, kończąc na sprzątaniu.Okazało się, że samo lepienie, odciskanie i późniejsze malowanie nie bardzo synka interesuje. Za to bardzo pomocny był przy sprzątaniu i przygotowywaniu materiałów do pracy. Julka pochłonięta była bez reszty nowym doświadczeniem.
Przepis na masę solną:
1 szklanka mąki
1 szklanka soli
1/2 szklanki wody
Mieszamy aż będzie gładkie. Ta wersja masy nadaje się na drobne elementy.
Na koniec czarno-białe foto. Awww...
01 kwietnia 2013
Prezenty, jak dobre rady, sprawiają przyjemność tym, co je dają.
-Jak wychodzisz z dziećmi na dwór to ubierz im buty.
Sypie nie miłosiernie śniegiem. Dzieciaki dostają już wsiubździu, bo ile można w domu siedzieć.
-Wychodzisz z dziećmi na dwór? W taką pogodę?
-Na trochę się przewietrzyć, 10-15 minut nam nie zaszkodzi. Jak nam dupska zmarzną to szybciej wrócimy.
-No to tylko uważajcie na siebie, bo obwodnica stoi.
Pod domem mamy las, zazwyczaj tam chodzimy na krótkie spacerki. Do obwodnicy mamy jakieś 10 kilometrów.
Albo ten... Trzymam w ręce łyżeczkę z syropem na kaszelek. Bardziej zapobiegamy jak leczymy. Już mam podawać.
-Daj dziecku syrop na kaszel.
Znacie to? Na pewno. Chyba każdy ma kogoś takiego w naszym otoczeniu. Taką ciocię dobrą radę, wujka dobrą radę. To może być mama, babcia, dziadek, wujek, kuzyn, sąsiadka... I o ile na początku bywa fajnie, a czasem wręcz zabawnie to skończyć się może tragicznie. Jeżeli potrzebuję pomocy to sama po nią przyjdę, nie cierpię jak ktoś mi się chce ofiarowywać na siłę. Nie cierpię jak ktoś mi mówi jak mam postąpić, co zrobić.
Czasem zastanawiam się dlaczego mój język jest w ciąż w jednym kawałku, skoro tyle razy muszę się w niego gryźć. Z domu rodzinnego wyniosłam, że ze starszymi nie należy się wdawać w pyskówki, że do starszych trzeba mieć szacunek, jakiego by fizia nie mieli, to nie wiadomo jacy my będziemy w tym wieku. Żałuję... Żałuję strasznie, bo może gdybym wdała się w pyskówkę to dobre rady by się skończyły. Chociaż kto wie, co nastąpi, gdy mi się cierpliwość skończy, a już jestem na skraju.
Wiem, że niektórzy tak z dobrej woli. Ale po co? Uczymy się na własnych błędach, nie na cudzych. Cudze doświadczenia nas niczego nie uczą. Jeśli nigdy nie spróbujemy krewetki, to skąd będziemy wiedzieć, że jej nie lubimy? To, że inni nie lubią nie oznacza, że my tak samo. I odwrotnie. (Ja nie lubię.)
Mnie jako matkę, najbardziej wściekają porady dotyczące matkowania. Nie wydaje mi się aby dziadek, sąsiadka, pani z kiosku wiedziała lepiej jak zająć się moim dzieckiem. Pamiętam, było lato, bardzo ciepłe, poszukiwałam chustę na głowę dla Julianny, jeszcze wtedy wózkowej. Nie mogłam znaleźć nigdzie idealnej. Albo za małe, albo za duże, albo ze zbyt grubego materiału. Oczywiście, gdy leżała sobie w wózeczku, była zakryta daszkiem, w razie potrzeby osłoniętym z przodu tetrą i nic jej nie groziło. Ale dziecko czasem trzeba wyjąć z wózka, trochę ponosić, coś pokazać i nie zawsze jest cień na miejscu - stąd potrzeba na chustę. Weszłam do sklepu z czapeczkami dziecięcymi, szukałam, szukałam i z wielkim oburzeniem sprzedawczyni się spotkałam. Co ja sobie wyobrażam, żeby takie maleńkie dziecko leżało w wózku bez czapki, przecież uszy sobie przewieje! W bezwietrzny dzień, w wózku, leżąc w gondoli głębokiej...
Jak reagować? Można zwracać komuś uwagę. Można gryźć się w język, jak ja. Można liczyć do 10, jak nie wystarczy to do tysiąca od tyłu. Można olewać i nic sobie z tego nie robić - w moim przypadku ciężko, wszystko zaczyna być takie irytujące. Można też medytować...
Znacie jeszcze jakieś sposoby?
Sypie nie miłosiernie śniegiem. Dzieciaki dostają już wsiubździu, bo ile można w domu siedzieć.
-Wychodzisz z dziećmi na dwór? W taką pogodę?
-Na trochę się przewietrzyć, 10-15 minut nam nie zaszkodzi. Jak nam dupska zmarzną to szybciej wrócimy.
-No to tylko uważajcie na siebie, bo obwodnica stoi.
Pod domem mamy las, zazwyczaj tam chodzimy na krótkie spacerki. Do obwodnicy mamy jakieś 10 kilometrów.
Albo ten... Trzymam w ręce łyżeczkę z syropem na kaszelek. Bardziej zapobiegamy jak leczymy. Już mam podawać.
-Daj dziecku syrop na kaszel.
Znacie to? Na pewno. Chyba każdy ma kogoś takiego w naszym otoczeniu. Taką ciocię dobrą radę, wujka dobrą radę. To może być mama, babcia, dziadek, wujek, kuzyn, sąsiadka... I o ile na początku bywa fajnie, a czasem wręcz zabawnie to skończyć się może tragicznie. Jeżeli potrzebuję pomocy to sama po nią przyjdę, nie cierpię jak ktoś mi się chce ofiarowywać na siłę. Nie cierpię jak ktoś mi mówi jak mam postąpić, co zrobić.
Czasem zastanawiam się dlaczego mój język jest w ciąż w jednym kawałku, skoro tyle razy muszę się w niego gryźć. Z domu rodzinnego wyniosłam, że ze starszymi nie należy się wdawać w pyskówki, że do starszych trzeba mieć szacunek, jakiego by fizia nie mieli, to nie wiadomo jacy my będziemy w tym wieku. Żałuję... Żałuję strasznie, bo może gdybym wdała się w pyskówkę to dobre rady by się skończyły. Chociaż kto wie, co nastąpi, gdy mi się cierpliwość skończy, a już jestem na skraju.
Wiem, że niektórzy tak z dobrej woli. Ale po co? Uczymy się na własnych błędach, nie na cudzych. Cudze doświadczenia nas niczego nie uczą. Jeśli nigdy nie spróbujemy krewetki, to skąd będziemy wiedzieć, że jej nie lubimy? To, że inni nie lubią nie oznacza, że my tak samo. I odwrotnie. (Ja nie lubię.)
Mnie jako matkę, najbardziej wściekają porady dotyczące matkowania. Nie wydaje mi się aby dziadek, sąsiadka, pani z kiosku wiedziała lepiej jak zająć się moim dzieckiem. Pamiętam, było lato, bardzo ciepłe, poszukiwałam chustę na głowę dla Julianny, jeszcze wtedy wózkowej. Nie mogłam znaleźć nigdzie idealnej. Albo za małe, albo za duże, albo ze zbyt grubego materiału. Oczywiście, gdy leżała sobie w wózeczku, była zakryta daszkiem, w razie potrzeby osłoniętym z przodu tetrą i nic jej nie groziło. Ale dziecko czasem trzeba wyjąć z wózka, trochę ponosić, coś pokazać i nie zawsze jest cień na miejscu - stąd potrzeba na chustę. Weszłam do sklepu z czapeczkami dziecięcymi, szukałam, szukałam i z wielkim oburzeniem sprzedawczyni się spotkałam. Co ja sobie wyobrażam, żeby takie maleńkie dziecko leżało w wózku bez czapki, przecież uszy sobie przewieje! W bezwietrzny dzień, w wózku, leżąc w gondoli głębokiej...
Jak reagować? Można zwracać komuś uwagę. Można gryźć się w język, jak ja. Można liczyć do 10, jak nie wystarczy to do tysiąca od tyłu. Można olewać i nic sobie z tego nie robić - w moim przypadku ciężko, wszystko zaczyna być takie irytujące. Można też medytować...
Znacie jeszcze jakieś sposoby?
Subskrybuj:
Posty (Atom)