Już raz tak było. Przy okazji piosenki Kongos - come with me now, znasz, na pewno znasz bo to radiowe. A że ta piosenka była podkładana do trailera Holy Motors, to się skusiłam. I no niestety...
Przejdźmy do meritum. Oczywistym jest, że książka zawsze jest lepsza od filmu (ale zawsze dobrze o tym wspomnieć). I tak przeczytałam pierwszą część, drugą... Za trzecią zaraz się wezmę. 50 twa...
50 odcieni szarości zdecydowanie należy już do tego gatunku, który albo dzieli, albo łączy. Prawie jak złoto-biała niebiesko-czarna sukienka. Ja cieszę się, że nie kazałam tego oglądać mojemu S. Najpierw nie chciałam sama, ale korzystając z choroby obejrzałam sobie... Nie wiem czy nie czytając książki byłby w stanie cokolwiek zrozumieć, ja sama miałam z tym problem. Sceny jakby pourywane, z dupy wzięte i nie ukazujące tego co powinny. Akcja toczyła się jakby za szybko, aktorzy też nie pasowali zbytnio do tych ról... No nie, ja jestem na nie... Dodam jeszcze, że nie dałam rady tego obejrzeć w całości na raz. Podchodziłam do tego filmu 4 razy. 4 RAZY!
A soundtrack taki piękny, tak porwał mą mroczną duszę. ;(
A ta wersja Crazy in love, po prostu uwielbiam! A oryginału tak bardzo nie znoszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz dziękuję!