Wiesz jak jest, doba za krótka - te sprawy, a czasem trzeba popracować coś więcej, a dzieci, a krewni i znajomi królika, a człowiek czasem jak nikt nie patrzy idzie do ogrodu i udaje marchewkę, albo ślimaka w śpiworze... Jakoś tak. Rzadko mam czas dla siebie, najczęściej dzielę go z bliskimi, ale tak tylko dla siebie. No to teraz, a i tak nie do końca bo wpadam tu tak pomiędzy obieraniem marchewki, a soleniem wody na makaron.
![]() |
Źródło: tu. |
Spódnicę sobię walnęłam, a co, a kto bogatemu zabroni. Zachciało mi się morowej spódnicy to mam. I teraz bez marudzenia, że krój nie taki, a że materiał nie taki, a że za zielona, a że zbytnio jakaś...
Najpierw sobie wyszukałam materiał, dzianinkę. A potem zaczęłam oglądać spódnice, przy tym imaginować sobie w głowie jakiś własny krój.
Materiał przyszedł taki oto o
I to nie jest żadne moro, tylko

ale ja i tak nie zapamiętam i tak się nie nauczę. ^_^
Kontynuując, jak to prawdziwa krawcowa, zakasałam rękawy i zainstalowałam się na podłodze, wykorzystując wszelkie potrzebne do tej pracy narzędzia: miarę, pisak, nożyczki i igłę z nitką.
Spódnica miała mieć krój tulipanowaty, takie lubię najbardziej. Stworzyłam pas, od którego miała w dół schodzić reszta.
Dwa skosy z przodu i jeden tył. Pomierzyłam, powymyślałam gdzie powinny być zgięcia. Tu akurat jedno. Drugie skrzydło symetrycznie do tego.
Doszyło się jedno do drugiego, później przejechało na maszynie. Miało być na guzik/zamek. Stwierdziłam, że bez sensu, b na prawdę materiał nie jest jakiś szczególnie upierdliwy. I wyszło tak:
A na dupie prezentuje się tak:
Co myślisz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz dziękuję!