Lubicie niebanalne, dobrze wyważone, opowiadania? Właśnie miałam okazję zostać jedną z nielicznych pierwszych czytających, i, pragnę podzielić się z Wami.
Autorem jest Cezary. Przypuszczam, że jeśli przyklaśniecie jego twórczości, to wkrótce dalsze części pojawią się na jego nieco zakurzonym blogu. Klik!
Gdzieś w oddali słyszę budzik
telefonu, jednak niechęć do przeciwstawienia się zmęczeniu była
znacznie większa od irytacji wywołanej wkurwiającym dźwiękiem
budzika, gdyby dało się tak telepatycznie, bez podnoszenia dupska
go wyłączyć.
Cisza.
Kto go wyłączył? Magia, kurwa?!
Nade mną stała piękna dziewczyna, o raczej średnio długich
włosach z wyraźną nutą naturalnego koloru blond, za duża, stara
bluza z kapturem oraz czarne, grube pończochy wyraźnie tworzyły
nieład czy wręcz chaotyczność ubioru. Pochyliła się powoli nade
mną i cicho, ledwo słyszalnie szepnęła mi do ucha: Wstawaj,
potrzebuję pomocy.
Cały w pocie, sam w pokoju w środku
nocy. Podświadomie wiedziałem, że to sen, jednak widok tej
dziewczyny był spełnieniem moich marzeń, ale coś nie dawało mi
spokoju, ten wewnętrzny niepokój, który powoli opanowywał moje
serce był nie do zniesienia. Która to godzina? Druga w nocy? Za
oknem zaczyna się powoli robić jasno więc może być, dla
uspokojenia zadzwonię do niej i chyba od dłuższego czasu telefon
posłuży mi nie do przeglądania internetu tylko do najzwyklejszego
dzwonienia. Tak pięknie wygląda na tym zdjęciu i trochę żałuję,
że mnie wtedy przy niej nie było, klik, już dzwoni i po chwili
włącza się poczta głosowa. Który dzisiaj dzień? Dziś ma nocną
zmianę, powinna odebrać, dzwonię jeszcze raz, najwyżej będzie
zła na mnie, ale niepokój chwyta mnie co raz mocniej. Znowu poczta
przywitała mnie swoim wkurwiającym głosem? A może ja robię się
bardziej nerwowy?
Często ludzie mówią o mnie jak o
psychopacie, a ja tylko chcę być przygotowany na wszystko i dlatego
zawsze w pokoju, w rogu pod oknem leży mój wojskowy plecak, a w nim
jest większość rzeczy potrzebnych w trudnych sytuacjach, średniej
długości maczeta, jednostrzałowy obrzyn po dziadku zrobiony ze
strzelby, multitool, trzy racje MRE, apteczka czy też czarno-prochowy
granat oraz inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Samochód mam
zaparkowany pod blokiem i w ciągu kilku minut będę u niej w pracy.
- Klientów się tak nie wita, Karolina. -Nie lubię tej grubej kurwy, ale
pracuje razem z nią.
- Gdzie ona jest?
Patrzy na mnie spod mordy jak wściekły
dzik co wyjątkowo jej pasuje.
- Mówże!
- Pojechała z nim.
- Gdzie?
- Za most.
Dobrze, że o tej godzinie nikt nie
jeździ, mogłem jechać dokładnie tak szybko jak lubię, a chwila
oderwania dobrze mi zrobi przed spotkaniem z kundlem oraz nią. Dalej
nie mogę pojąć jak to się złożyło, że jest z nim.
Nie nakręcaj się, sprawdź co u niej
i wracaj do domu.
Często się słyszy, że mówienie do
samego siebie polepsza postrzeganie świata, ale chyba jestem
wyjątkiem, dalej kurwy nie cierpię. Nawet nienawidzę go co raz
bardziej. Zaparkuję przed mostem, jak na stróża prawa wyjątkowo
zawsze spierdala przede mną, cóż, zachciało mi się nietypowego
samochodu. Noc powoli staje się wspomnieniem, tak jak mój sen o
niej, a czerwony horyzont zawsze kojarzy mi się ze słowami dziadka.
Wnuku, gdy widzisz czerwone niebo miej
pewność, że poleje się krew.
Mam nadzieję, że nie będzie to jej
krew.
Jeszcze chwila i będę na miejscu,
nasunąłem mocniej kaptur na głowę i przyśpieszyłem kroku, aż
po chwili usłyszałem ciche chlipnięcie z prawej strony. Zaiste o
tej godzinie słychać wszystko tak dobrze jak na cmentarzu.
- To Ty!
Moim oczom ukazała się ona, cała we
krwi, w podartych ubraniach plecami oparta o drzewo rosnące przy
moście. Tego właśnie się bałem, stało się dokładnie to przed
czym ostrzegałem ją od dawna. Przykucnąłem i bez słowa zacząłem
ją opatrywać, jej stan fizyczny był lepszy niż się wydawał pod
tą całą krwią, ale nie chciała puścić rąk od brzucha.
- Chcę do domu.
Wziąłem ja na plecy i w mgnieniu oka
siedziała już na miejscu pasażera, gdy wstałem, chwyciła mnie za
rękaw z całych sił.
- Nie!
Jednak wiedziałem co muszę zrobić,
zaiste dziadku, tej nocy poleje się krew.
_______________________________________________________________________________
Częścią ludzkiego życia czy nawet
zwierzęcego są wybory i mimo, że zdecydowana większość jest
albo błaha albo należy do podstawowych jak zapewnienie sobie
pożywienia to każdego chodź raz w życiu spotka przymus wybrania
czegoś co odbije się na całym życiu lub chociaż poważnie na nie
wpłynie.
Całe życie uciekałem od tego.
Dopadło mnie.
Co jest dla mnie ważniejsze?
Życie?
Zemsta?
W takich chwilach można prawdziwie
poznać siebie i chodź istnieje dobra i zła odrzuciłem wiele lat
temu wiem co muszę teraz zrobić, ona jest najważniejsza.
Ważniejsza niż cała reszta, niż wszystko co istnieje włącznie
ze mną.
Pod drzwiami szpitala spotkaliśmy
tylko pijanego strażnika oraz pogardę ze strony ludzi ślubujących
ratować ludzkie istnienia, nieudolnych strażników życia i
zdrowia.
Idź Pan w huj.
Nie ma pieniędzy na takie pierdoły.
Nie mam wiedzy, aby jej pomóc, aby ją
ratować.
Mateusz jest patologiem, powinien
pomóc.
Dobrze, że Zło nie śpi, byliśmy
już w drodze do kumpla, za moment będzie już bezpieczna. Stoi w
drzwiach, jak zwykle pijany. Lepszej pomocy nie znajdę.
Czemu nie mogę jej pomóc?
Czemu jestem taki bezużyteczny?
Tylko ją zawiodłem.
Zawsze.
Powstrzymałem jego rękę.
- Zajmij się nią.
Zostawienie jej było najtrudniejszą
rzeczą w moim życiu, a rosnące obrzydzenie do samego siebie miażdżyło ostatnie resztki poczucia własnej wartości to jednak
jestem z powrotem na szlaku, już się zbliżam, zanim nadejdzie
ranek jeden z nas będzie martwy.
Na pewno chcę to zrobić?
Jeśli przeżyję to resztę życia
spędzę w więzieniu.
Nie powinno jej to spotkać, tylko nie
ją.
Będzie na mnie krzyczeć.
Już słyszę jej krzyk.
Nie jest to ważne, zwłaszcza teraz.
Moje chore poczucie sprawiedliwości gna mnie przed siebie, napędza
mnie niczym tsunami, jestem falą zniszczenia. Widzę już znajomy
most, a wokół nie widać żadnego śladu ludzkiego istnienia.
Jego też nie ma, spóźniłem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz dziękuję!